środa, 16 sierpnia 2017

Wystawa „Taniec wśród mieczów” w Muzeum Stutthof w Sztutowie



            
W dniach 16 sierpnia – 15 września w Muzeum Stutthof w budynku b. Komendantury prezentowana będzie ekspozycja czasowa zatytułowana „Taniec wśród mieczów. Polski personel medyczny na Pawiaku w okresie okupacji niemieckiej 1939–1944”.
Została przygotowana przez Muzeum Więzienia Pawiak – oddział Muzeum Niepodległości w Warszawie w 2016 roku.Od początku 2017 roku  wystawa „Taniec wśród mieczów” jest prezentowana w różnych ośrodkach na terenie Polski.

W latach II wojny światowej warszawski kompleks więzienny stał się więzieniem śledczym hitlerowskiego Gestapo – Gefängnis der SicherheitspolizeiDzielnastrasse 24/26. Wspomniana wystawa przybliża heroiczną postawę osób zatrudnionych w obu szpitalach działających wówczas na terenie więzienia. Na pracujący w nich personel składali się lekarze, pielęgniarki i inni, wypełniający funkcje sanitarne. Tworzyli go zarówno więźniowie, jak i „ludzie z wolności”.Pracownicy szpitali pawiackich byli zaangażowani w niesienie pomocy medycznej i organizowanie pracy podziemnej na terenie kompleksu więziennego. Jedną z osób w charakterystycznym białym fartuchu, która z narażeniem własnego życia starała się ratować osadzonych, była dr Anna Czuperska. Lekarka-więźniarka scharakteryzowała niebezpieczeństwo towarzyszące podwójnej misji personelu sanitarnego za pawiackimi murami słowami „Taniec wśród mieczów”.

Od dziś, 16 sierpnia zapraszamy do poznania tej wojennej historii ludzkiego heroizmu.

Pinceta lekarska wydobyta z ruin Pawiaka.
Zbiory Muzeum Niepodległości w Warszawie

Buteleczki ze szczepionką oraz lekarstwem wydobyte z ruin Pawiaka.
Zbiory Muzeum Niepodległości w Warszawie.

Niemieccy wachmajstrzy i więźniowie Pawiaka zatrudnieni w izbie chorych i w kuchni szpitalnej. Zdjęcie zrobione obok budynku, w którym mieściła się izba chorych, Pawiak 1941.
Zbiory Muzeum Niepodległości w Warszawie.

Więźniowie funkcyjni szpitala na dziedzińcu Serbii, 1943 r. 
Archiwum Muzeum Więzienia Pawiak.





czwartek, 3 sierpnia 2017

Żydzi z getta łódzkiego w KL Stutthof

Plakietka pochodząca z 1942 roku, przedstawiająca łódzkie getto z charakterystyczną kładką łączącą dwie części getta.

            Wśród nielicznych pamiątek, jakie zachowały się po więźniach żydowskich KL Stutthof jest plakietka pochodząca z 1942 r., przedstawiająca łódzkie getto z charakterystyczną kładką łączącą dwie części getta.
            Na początki czerwca 1944 r. Reichsführer SS Heinrich Himmler rozkazał definitywnie zlikwidować łódzkie getto. Pierwszy transport do obozu zagłady Culmhof (Chełmno nad Nerem) rozpoczął 23 czerwca1944 r. Do 14 lipca 1944 r. do obozu zagłady wywieziono ponad 7000 osób. Kolejnym miejscem deportacji łódzkich Żydów był KL Auschwitz, dokąd od 23 do 29 sierpnia 1944 r. wywieziono ok. 60000 do 70000  osób. 3 i 10 września 1944 r.  do KL Stutthof przybyły z KL Auschwitz transporty, w których znajdowała się  część łódzkich Żydów.
Jednym z przybyłych był 16-letni Chaim Kozienicki:…zabrali nas do Auschwitz. Zabrano nas tramwajem do stacji kolejowej i tam wpakowano po 40 osób do wagonu kolejowego.[…] Po przeszło dobie jazdy stanęliśmy na stacji Auschwitz. Widziałem z daleka druty kolczaste i wielu ludzi w piżamach.[…] >to jest widocznie pensjonat, bo ludzie chodzą w piżamach i dobrze wyglądają<.Było to ostatnie zdanie, które wpisałem do mojego dzienniczka. Był to 1 września 1944 r. Zeszliśmy z wagonów, SS-man czytał nasze nazwiska z listy wręczonej mu przez Chimowicza.[…]Kazali nam oddać wszystkie wartościowe rzeczy.[…] Potem kazali nam pójść do kąpieliska. […] […] Nagle przyszedł rozkaz, że odjeżdżamy, że mamy się natychmiast zarejestrować, bo jutro jedziemy do Obersitz [Obrzycko]. Tak też było. Zabrali nas do innego baraku. Tam był „Arbeitsamt” i tam nas na nowo rejestrowali i zapisali personalia.[…] Następnego dnia znów był apel.[…] Potem dowiedziałem się, że ktoś widział tatusia. Pobiegłem więc na blok, który mi wskazali. Kiedy tam poszedłem, dowiedziałem się, że tata poszedł mnie szukać na moim bloku. Kiedy wróciłem, tatuś już na mnie czekał.[…]. Był to ostatni raz, kiedy całowałemi byłem całowany przez tatusia. Zabrali nas i prowadzili z jednego obozu do drugiego.[…] Aż wreszcie przybyliśmy przed kuchnię i tam otrzymaliśmy zupę. Nagle alarm![…]Jak tylko strzelanina się uspokoiła, poszliśmy dalej aż do dworca.Moc SS. Przeszliśmy pojedynczoi każdy dostał bochenek chleba, kawałek kiełbasy i kawałek margaryny. Potem wpakowali po 66 osób do wagonów kolejowych. […] Po trzech dniach takiej jazdy wyszliśmy z wagonów towarowych i załadowali nas do lor, w których przewożono kamienie i węgiel. […] Było tow mieście Marienheim (lub miejscu o podobnej nazwie). Na dworcu było wielu pięknie ubranych Niemców. Stanęli koło nas. Na nasz widok skrzywili twarze w morderczym uśmiechu, gdyż wyglądaliśmy jak ogród zoologiczny. Kobiety bez włosów. Wszyscyw ubraniach w niebiesko-białe pasy. Można było mieć wrażenie, że to lamparty czy zebry. Wielu młodych Niemców biegało od lory do lory i pytało, kto z nas jest rabinem, ale na szczęście nikt się nie zgłosił. Wreszcie lory z żywym towarem ruszyły. Jechaliśmy kilka godzin, aż przybyliśmy do obozu o nazwie Stutthof.
            W Stutthofie przeszliśmy na nowo rejestrację. Po zarejestrowaniu się każdy otrzymał kawałek płótna ze stemplem z dużym Magendawidem i numer więźnia. Trzeba było naszyć jedno na piersiach, a drugie na spodniach. […] Było tu dużo ludzi z Litwy, Łotwy, Estonii i wielu jeńców rosyjskich. Ogólnie przebywali tu ludzie wszystkich narodowości. […] Pewnego dnia zabrali całą młodzież na rejestrację i zapisali na wyjazd.[..] Chłopcy, którzy mieli pojechać tym transportem, to: Norbert Żerygier, Tolek Liber, Michał Reder, Heniek iSewek Płoński, Lolek Majerowicz, Zyga Szyper, Romek Fuks, Dawid Rozenblum i ja. Dziesiątka. […] Zabrali nas do kąpieli, dali ekwipunek i następnego dnia mieliśmy jechać.[…] Zabrali nas do kąpieli, dali ekwipunek i następnego dnia mieliśmy jechać.[…] Następnego dnia zabrali naszą dziesiątkę pod eskortą SS na stację kolejową.[…] Jechaliśmy kilka godzin[…] Zajechaliśmy na miejsce, które się nazywało „Stolp” [Słupsk]. Były tam warsztaty do naprawy wagonów – Deutsche ReichsbahnReparaturFabrik..
            27 października 1944 r. Chaim Kozienicki wraz z innymi kolegami został wysłany do podobozu KL Stutthofw Słupsku (AussenarbeitslagerStolp) powołanego 26 sierpnia 1944r. Byli to kilkunastoletni chłopcy z getta łódzkiego, których praca w tym podobozie polegała na nauce ślusarstwa. Niektórzy z nich jeszcze w Łodzi pracowali w zakładach metalowych.
Chłopcy od samego przybycia zostali objęci opieką starszych więźniów. Każdy z nich wziął pod opiekę jednego z chłopców jako „Pflegerkind”, dostarczając im w miarę możliwości dodatkowe jedzenie. Jednym ze sposobów na przetrwanie była uboczna produkcja jaką zajmowali się więźniowie, w tym także Chaim Kozienicki,  tzw.:... fuszerki t.z. prace na zamówienie, jak scyzoryki (majster sam hartował klingi). Ważne było, żeby praca była dobrze wykonana. Robiłem kłódki (Vorhaengerschloss), scyzoryki, z muter robiłem pierścionki a nawet zapalniczkę na benzynę. Wszystko to robiłem ręcznie, włącznie kółko zębate do zapalniczki. Jak złamałem bor, to musiałem taki inny zrobić. Jedynie co majster robił, to hartował. Raz nawet musiałem zrobić nowy Gwintenschneider [Gewindenschneider], bo złamałem oryginalny przy pracy. Z drutu miedzianego robiło się łańcuszki  na szyję i bransoletki. Robiłem też z blachy miedzianej różne wisiorki, jak serduszka, ptaki i w ogóle wedle zamówień. Przeważnie sprzedawałem moje „arcydzieła” kobietom, które nawet w obozie lubiły się jakoś obwieszać takimi cackami. Zamki przeważnie kupowali mężczyźni, bo każdy chciał mieć zamkniętą swoją pajdę, żeby mu nie skradziono. Robiłem różne kombinacje, żeby żaden nie był podobny do drugiego. Naturalnie, że jedyna zapłata to chleb.

(dd)
(opracowano na podstawie: Chaim Kozienicki, Dorastanie w piekle”.)


Karta personalna Zygmunta Szyper (Zigi Schipper)
Zyga Szyper
Reuben Fuks
Chaim Kozienicki
Towia Liber
Arie Majerowicz

Warszawa w KL Stutthof



Odgłosy świerszczy w sierpniowe i wrześniowe noce za obozowymi drutami. Bzyczenie żarówki jarzeniowej, która towarzyszyła podczas upokarzających badań pseudolekarskich. Szepty modlitw przerażonych ludzi. To między innymi towarzyszyło zwiedzającym podczas tematycznej trasy „Warszawo, pamiętamy” przygotowanej przez Muzeum Stutthof, by uczcić Powstanie Warszawskie i więźniów, którzy do KL Stutthof trafili z walczącej Stolicy.

To była wyjątkowa trasa przez dawny obóz. 1 sierpnia punktualnie o godzinie 17.00 dźwięk syren przypomniał o Warszawie, która 73 lata temu zerwała się do walki z niemieckim okupantem. Po przywitaniu zwiedzających przez Piotra Tarnowskiego, dyrektora Muzeum Stutthof w nastrój wydarzenia wprowadziła wszystkich „Kolęda warszawska” wykonana na żywo przez Aleksandrę Tyburską:
„O Matko, odłóż dzień Narodzenia
Na inny czas,
Niechaj nie widzą oczy Stworzenia,
Jak gnębią nas. (…)
Bo w naszym mieście, które pamiętasz
Z dalekich dni,
Krzyże wyrosły, krzyże i cmentarz,
Świeży od krwi.(…)”

Wieczorem zwiedzający zapalili „światła pamięci” za wszystkich, którzy zginęli w KL Stutthof. Całość zakończyła prezentacja pt. Życie od nowa pokazująca losy warszawiaków, którzy przeżyli dramat uwięzienia, powrócili do zrujnowanej Warszawy i wraz z odbudową stolicy, zbudowali swoje życie od początku.


Powstańców i ludność cywilną Warszawy, więźniów KL Stutthof wspominaliśmy do późnych godzin nocnych. Dziękujemy wszystkim za obecność, hołd oddany mieszkańcom Warszawy i wspólnie przeżyte emocje.