Procesy zbrodniarzy wojennych
toczące się w wielu państwach Europy i Stanów Zjednoczonych odbywały się w
oparciu o regulacje prawne wydane już w trakcie trwania drugiej wojny
światowej. Należały do nich głównie: Deklaracja Narodów Zjednoczonych z 13 stycznia
1942r., Deklaracja Moskiewska z 30 października 1943r., Umowa Jałtańska z 11
lutego 1945r. oraz po zakończeniu wojny, m.in. umowa poczdamska z 2 sierpnia
1945r. i porozumienie londyńskie z 8 sierpnia 1945r.
Zasady ekstradycji
zbrodniarzy do krajów, w których popełniono przestępstwa wojenne, ustaliła
Deklaracja Moskiewska podpisana przez przywódców Trzech Wielkich Mocarstw:
Winstona Churchilla, Franklina Delano Roosvelta i Józefa Stalina. Stwierdzała
ona, co następuje:
„W chwili zawarcia
jakiegokolwiek rozejmu z jakimkolwiek rządem, który będzie wówczas w Niemczech,
ci niemieccy oficerowie i żołnierze, którzy są odpowiedzialni lub brali udział
w okrucieństwach, masakrach i egzekucjach zostaną wydani państwom, w których
dopuścili się swoich ohydnych zbrodni, w celu osądzenia i ukarania zgodnie z
prawem tych państw i ich wolnych rządów. Jak najbardziej szczegółowe listy
(zbrodniarzy) będą dostarczone przez te państwa, ze szczególnym uwzględnieniem
okupowanych terenów ZSRR, Polski, Czechosłowacji, Jugosławii, Grecji z Kretą i
innymi wyspami, Norwegii, Danii, Holandii, Belgii, Luksemburga, Francji i
Włoch”.
Spośród około 2200 esesmanów
pełniących służbę w obozie koncentracyjnym Stutthof oraz wielu więźniów
funkcyjnych, którzy często w obozie dokonywali straszliwych zbrodni, po wojnie
gdziekolwiek przed sądami postawiono około 100 osób.
Pierwszy komendant KL Stutthof,
Max Pauly, który we wrześniu 1942r. został w ramach awansu mianowany
komendantem obozu koncentracyjnego Neuengamme koło Hamburga, od 18 marca do 3
maja 1946r., był sądzony w Hamburgu przez Brytyjski Trybunał Wojenny, razem
z innymi członkami załogi KL Neuengamme. Przedmiotem rozprawy była
wyłącznie jego działalność na stanowisku komendanta KL Neuengamme, za którą
Trybunał wymierzył mu karę śmierci. Wyrok wykonano 6 października 1946r. w
więzieniu w Hammeln pod Hamburgiem.
Drugi komendant KL Stutthof, Paul
Werner Hoppe, po zakończeniu wojny przebywał w Holsztynie pod fałszywym
nazwiskiem Paula Hansena. Rozpoznano go 29 kwietnia 1946r. w Lubece i
aresztowano. Przewieziono go na przesłuchanie do Londynu i osadzono w obozie
jenieckim w Sheffield. Hoppe był kilkakrotnie przesłuchiwany przez wojskowe
władze brytyjskie i polską komisję śledczą z ramienia emigracyjnego rządu
polskiego w Londynie.
Złożony przez władze PRL wniosek
ekstradycyjny nie został uwzględniony. Po zakończeniu wstępnego śledztwa został
umieszczony w obozie jenieckim w Fallingbostel, z którego zbiegł 9 czerwca
1948r. Ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem w Szwajcarii i Niemczech. Ponownie
został rozpoznany w Witten nad rzeką Ruhrą i aresztowany 17 kwietnia 1953r.
Postawiono go przed sądem w Bochum, w Niemczech. W 1955r. został skazany na
karę 5 lat i 3 miesięcy więzienia. W procesie rewizyjnym w
Bochum w 1957r. karę więzienia podwyższono do 9 lat. Wyszedł z więzienia 1,5
roku przed upływem kary. Zmarł w 1974r.
W Gdańsku odbyły się cztery
grupowe procesy zbrodniarzy Stutthofu Pierwszy w dniach od 25 kwietnia do 31
maja 1946r. Przed Specjalnym Sądem Karnym w Gdańsku odbyła się rozprawa podczas
której aktem oskarżenia objęto najpierw 13 osób: esesmana Johna Paulsa,
nadzorczynie: Wandę Klaff, Gerdę Steinhoff, Elisabeth Becker, Ewę Paradies,
Jenny Barkmann oraz więźniów funkcyjnych: Józefa Reitera, Wacława Kozłowskiego,
Kazimierza Kowalskiego, Mariana Ziełkowskiego, Aleksego Duzdala, Franciszka
Szopińskiego i Tadeusza Kopczyńskiego.
W dniu 25 sierpnia 1945r. w
więzieniu karno-śledczym w Gdańsku zmarł na osłabienie serca jeden z
oskarżonych, Marian Ziełkowski. O jego śmierci naczelnik więzienia zawiadomił
prokuraturę Sądu Okręgowego w Gdańsku dopiero 20 kwietnia 1946r., na kilka dni
przed rozpoczęciem procesu. 15 kwietnia 1946r., prokurator SSK w Gdańsku
skierował dodatkowy akt oskarżenia przeciwko Ernie Beilhardt, nadzorczyni w KL
Stutthof. Poza trzynastoma oskarżonymi sąd rozpatrzył także sprawę dwóch innych
osób: sądzonego wcześniej przez SSK, Jana Preissa oraz Jana Breita postawionego
w stan oskarżenia przez prokuraturę Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, którego
sprawę przekazano do rozpoznania przez Specjalny Sąd Karny w Gdańsku.
Wyrok ogłoszono w dniu 31 maja
1946r. o godzinie 20.00.
Kary śmierci otrzymali: John
Pauls, Jenny Barkmann, Elisabeth Becker, Ewa Paradies, Gerde Steinhof, Wanda
Klaff, Jan Breit, Tadeusz Kopczyński, Wacław Kozłowski, Józef Reiter,
Franciszek Szopiński.
Pozostałe wyroki: Erna Beilhardt
– 5 lat więzienia, Aleksy Duzdal i Jan Preiss - uniewinnieni.
Skazanych na śmierć powieszono
publicznie w dniu 4 lipca 1946r. o godz. 17-ej w Gdańsku na Stolzenbergu
(Wysoka Górka). Pętle skazańcom zakładali byli więźniowie KL Stutthof.
W trzech kolejnych procesach,
które odbyły się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku stanęło 67 oskarżonych: 64
esesmanów i 3 więźniów funkcyjnych. W procesach tych zapadło 12 wyroków
śmierci. Tym razem wyroków nie wykonywano już publicznie.
_______________________________________________
Na temat procesu P.W. Hoppe w
Zeszytach Muzealnych Nr 9 ukazał się tekst autorstwa Stanisława Kamińskiego.
Poniżej publikujemy ten tekst.
Stutthof. Zeszyty Muzeum Nr 9,
1990r. PLISSN 0137-5377
Stanisław Kamiński
SYLWETKA PRZESTĘPCY WOJENNEGO. O
PROCESIE PAULA WERNERA HOPPEGO, BYŁEGO KOMENDANTA OBOZU KONCENTRACYJNEGO
STUTTHOF
Stutthof, jak wiadomo, był jednym
z licznie rozsianych w hitlerowskiej Rzeszy i w okupowanych krajach obozów
koncentracyjnych. Nie największym, lecz obozem dość ciężkim, w którym
permanentnie deptano ludzkie prawa; poprzez nieludzko ciężką pracę i wymyślne
tortury unicestwiano tysiące ludzi. Jakkolwiek historia obozu nie doczekała
się tak pokaźnej literatury, jak historia Oświęcimia, Dachau, Mauthausen-Gusen
czy Buchenwaldu, jego dzieje są jednak powszechnie znane. Fakt ten zawdzięczamy
dwóm monografiom pióra profesora Krzysztofa Dunina-Wąsowicza, byłego więźnia obozu,
i dra Mirosława Glińskiego oraz kilkunastu pracom wspomnieniowym i artykułom
innych autorów. Czas przynosi jednak wyjaśnienia wielu białych plam w dziejach
kacetów, szereg nowych informacji. Żmudne śledztwa przeciwko kacetowskim,
hitlerowskim przestępcom wojennym, procesy sądowe — czasami kończone
zaskakującymi wyrokami — wymazują te białe plamy. Uzupełniają historiografię,
dają nową charakterystykę przestępców, mówią o ludzkiej niedoli i bohaterstwie.
W niniejszym artykule omówimy
ostatni proces drugiego komendanta obozu koncentracyjnego Stutthof, Paula
Wernera Hoppego. Odbyły się ogółem trzy procesy, w tym jeden rewizyjny bez
wydania wyroku. Wszystkie toczyły się przed sądami zachodnioniemieckimi i były
typowymi dla tego rodzaju spraw, przy czym dwa zakończyły się łagodnymi
wyrokami. Charakteryzowały się tym, że zachodnioniemieckie władze sądowe nie
korzystały z polskich materiałów dowodowych i usług świadków z Polski.
Kim był Paul Werner Hoppe, czym
się charakteryzował i co sobą reprezentował jako komendant obozu
koncentracyjnego, za jakie przestępstwa odpowiadał przed sądem — postaramy się
odpowiedzieć w poniższym artykule.
Paul Werner Hoppe w okresie
trwania II wojny światowej dosłużył się stopnia SS-Sturmbannführera; od dnia 31
sierpnia 1942 r. do kwietnia 1945 r. pełnił funkcję komendanta obozu
koncentracyjnego Stutthof1. Jakkolwiek już w czasie wojny alianci dzięki
działalności polskiego wywiadu podziemnego mieli wystarczające informacje o
zbrodniach i przestępcach ze Stutthofu, nazwisko drugiego komendanta nie
znalazło się na liście zbrodni wojennych2.
Dopiero po zakończeniu wojny,
dzięki zeznaniom licznych świadków, w przeważającej części byłych więźniów
obozu, udało się zebrać dane o działalności Hoppego. Wówczas władze polskie po
raz trzeci skierowały wniosek oskarżający do Komisji Zbrodni Wojennych Narodów
Zjednoczonych (United Nation War Crimes Commission), w którym podano dowody
przestępstw popełnionych przez niego w stosunku do więźniów3.
Wielu zbrodniarzy ze Stutthofu
poniosło zasłużoną karę z rąk sądów polskich lub alianckich. Zasłużoną też karę
poniósł pierwszy komendant Stutthofu, a późniejszy komendant obozu
koncentracyjnego w Neuengamme, Max Pauly. Odpowiadał za zbrodnie popełnione w
tym ostatnim obozie, o przestępstwach w Stutthofie milczano. Lecz i tak ich
suma wystarczyła, by wojskowy trybunał brytyjski wydał jednomyślnie sprawiedliwy
wyrok — najwyższy wymiar, kara śmierci. O Paulu Wernerze Hoppem nie docierały
do Polski żadne wieści, ale i jego dosięgła w końcu ręka sprawiedliwości. W
1955r. stanął przed ławą przysięgłych w Sądzie Krajowym w Bochum, lecz tutaj
ręka sprawiedliwości była stosunkowo łagodna, bowiem przestępstwa popełnione
przez drugiego komendanta Stutthofu zostały przez sąd oszacowane na 5 lat i 3
miesiące pozbawienia wolności, przy czym oskarżony odpowiadał za winy
popełnione w stosunku do więżniów-Żydów. Był to więc proces niezwykle
kadłubowy, nie obejmujący przestępstw popełnionych na więźniach kilku
narodowości, którzy przebywali w Stutthofie4.
Wracając do rozprawy, wyrok nie
mógł zadowolić prokuratora, ale — o dziwo — nie zadowolił też oskarżonego,
który takim obrotem spraw poczuł się wyraźnie skrzywdzony. W rezultacie obaj
wnieśli wniosek o rewizję wyroku. Szykował się nowy, ostatni i decydujący proces.
Zanim przystąpimy do jego omówienia, warto skreślić kilka słów o nazistowskiej
karierze Hoppego.
Były więzień Stutthofu, uczony i
literat litewski Balis Sruoga przypuszcza, że Hoppe zawdzięczał karierę
teściowi, komendantowi obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, Hermanowi
Baranowskiemu. Zdaniem Sruogi, zanim Hoppe przybył do Stutthofu, był oficerem
lotnictwa. Częstszych wzmianek o komendancie obozu w literaturze niestety nie
spotykamy. Czy tak było w istocie?
Paul Werner Hoppe był synem
architekta berlińskiego. Urodził się w dniu 28 lutego 1910r. i nie wiadomo, jak
potoczyłyby się jego losy, gdyby nie przedwczesna śmierć ojca. Zmarł, gdy mały
Paul liczył sobie dwa lata życia. Odtąd sierotę wychowywali krewni, a mimo to
młody Hoppe miał wszelkie ku temu warunki, by zostać uczciwym człowiekiem. Wuj
bowiem dbał o jego wykształcenie. W 1929r. Hoppe egzaminem dojrzałości
zakończył pomyślnie naukę w wyższej szkole realnej, po czym podjął pracę
zarobkową na stanowisku architekta-ogrodnika (Gartenarchitekt). Może właśnie
stąd wywodziło się zamiłowanie komendanta do kwiatów, które rosły przed jego
wilią w Stutthofie. Wuj w dalszym ciągu nie szczędził pieniędzy na naukę i
dzięki temu Hoppe w 1931r. rozpoczął studia ogrodnicze na uniwersytecie berlińskim.
Po pięciu semestrach niestety przerwał studia, wuj bowiem odmówił dalszego ich
finansowania. Powód był jasny — młody student przystąpił do ruchu
narodowosocjalistycznego. W1932r. Hoppe był już czynnym członkiem NSDAP, a w
rok później wstąpił w szeregi Allgemeine-SS. Rodzina nie mogła pogodzić się z
tą decyzją. Po zerwaniu z rodziną przyszły komendant Stutthofu odbył służbę
wojskową w jednostce SS-Verfügungstruppe w Jüterborg, a potem wstąpił do
szkoły junkrów SS w Brunszwiku. W 1938r. rozpoczął karierę oficerską, otrzymując
stopień SS-Untersturmführera. Macierzystą jednostką był 2.
SS-Tottenkopfsturmbann w Lichtenbergu, gdzie znajdował się mały obóz
koncentracyjny. Widzimy więc, że z własnej, nieprzymuszonej woli Hoppe
rozpoczął karierę w roli kacetowskiego gnębiciela więźniów. W tym roku został
przeniesiony do głośnego już Dachau, gdzie piastował stanowisko adiutanta
obozu. Odtąd jego kariera potoczyła się gładko, bowiem 1938r. zastał go już w
randze SS-Hauptsturmführera. Z dniem 1 października tegoż roku został
przydzielony do sztabu „ojca" obozów koncentracyjnych, osławionego
SS-Gruppenführera Eickego. Tutaj właśnie został przygotowany do pracy na
Pomorzu Gdańskim, bowiem Eicke polecił SS-Brigadeführerowi, Richardowi
Glücksowi utworzenie w Gdańsku specjalnej jednostki SS przeznaczonej do walki z
Polakami. Była to znana z tragicznych dni września 1939r. SS-Heimwehr Danzig,
walcząca z obrońcami Poczty Polskiej i Westerplatte. W walkach tych brał
również udział Paul Werner Hoppe. Po zakończeniu walk wrócił do 3. dywizji
SS-Totenkopfverband Eickego. Z tą dywizją odbył kampanię francuską 1940r. Dalej
droga wiodła z dywizją do Związku Radzieckiego, gdzie Eicke zginął w walkach na
froncie północno-wschodnim. Niewiele brakowało, aby podobny los spotkał
Hoppego. Na początku 1942r. został ciężko ranny w nogę i wskutek tego zwolniony
z Waffen-SS. Przyjechał po wyleczeniu rany do swego teścia do Oranienburga. Tak
jak Balis Sruoga, tak i sąd przysięgłych w Bochum stanął na stanowisku, że
karierę kacetowską zawdzięczał swemu teściowi. Wprawdzie po rekonwalescencji
Hoppe starał się o przyjęcie na powrót do Waffen-SS, ale podobno spotkał się z
odmową. Czy było to tylko twierdzenie Hoppego, czy istniał w tej kwestii jakiś
oficjalny dokument — sentencja wyroku Sądu Krajowego milczy. Być może zadziałały
tutaj stosunki teścia, a może był to wpływ już nieżyjącego Eickego. Wystarczy
powiedzieć, że sam Reichsführer SS H. Himmler zażądał, aby Hoppe objął
stanowisko komendanta obozu koncentracyjnego w Stutthofie6.
Jakim człowiekiem był Hoppe,
pełniąc tak odpowiedzialne funkcje? Niestety nie możemy dać precyzyjnej i
jednoznacznej odpowiedzi, nie dysponujemy bowiem dużą liczbą przekazów na
powyższy temat. Zapewne osobowością różnił się zasadniczo od swego
poprzednika, osławionego kata Maxa Pauly'ego. W polskim wniosku oskarżającym,
skierowanym przez władze polskie do Komisji Zbrodni Wojennych Narodów
Zjednoczonych, omawiając zbrodnie popełnione w Stutthofie, sylwetkę drugiego
komendanta narysowano raczej skromnie7.
K. Dunin-Wąsowicz, historiograf
obozu, a zarazem jego były więzień twierdzi, że Hoppe do spraw obozowych mało
się wtrącał8. Podobnego zdania jest Balis Sruoga. Jego zdaniem komendant miał
dobre mniemanie o sobie. Zachowywał się w stosunku do więźniów różnie. Gdy więźniowie
litewscy - traktowani w Stutthofie bardziej humanitarnie niż pozostali,
odmówili jego namowom w sprawie podjęcia przez nich pracy w Rzeszy, sklął ich w
ordynarny sposób, chociaż przekleństwa nie należały do jego codziennego
repertuaru. Od czasu do czasu asystował przy wykonywaniu kary chłosty na koźle.
Znane też były wypadki zapraszania do komendantury więźnia Speidera, świadka Jehowy
(Bibelforscher) na dysputy ideologiczne. Celem tych dysput miało być
wyrzeczenie się przez więźnia swojej wiary. Dyskusje te kończyły się regularnie
kłótnią, w czasie której rozlegały się klątwy komendanta na przemian z
okrzykami Speidera: Jehowa. Wszystko kończyło się tylko na wyrzucaniu więźnia
z komendantury — żadnych innych konsekwencji Hoppe w stosunku do niego nie
wyciągał. Sruoga przytacza także fakty, że więźniowie, tym razem kobiety
pracujące w domu komendanta przy sprzątaniu, twierdziły iż na łonie rodziny
komendant był normalnym człowiekiem, dobrym ojcem, serdecznym wobec swoich
najbliższych, a czasami nawet wobec więźniarek. Jego żona — zapewne za jego
przyzwoleniem — często dawała im chleb. Hoppe jako przedstawiciel Deutsche
Ausrüstungswerke (DAW), koncernu działającego także w Stutthofie, był zajęty
głównie robieniem interesów, a więźniami i sprawami obozu koncentracyjnego
niewiele się interesował9. Powyższe stwierdzenie Sruogi ma znamiona prawdy.
Sprawa ta wydaje się jasna, Hoppe bowiem — mając prężną administrację,
zorganizowaną strukturę obozu — nie musiał się nim intensywnie zajmować. Nie
ulega dzisiaj wątpliwości, że DAW — działając w obozach koncentracyjnych —
służyły potentatom z SS, że wzorem ,,góry", także i średni obozowy
personel SS popełniał różne nadużycia, mające na celu wyłącznie własne
bogacenie się. Każdy członek „góry" obozowej wiedział o sprawkach i
interesach kolegów niemało. Zapewne także Hoppe z tych względów przymykał oczy
na sadystyczne wyczyny swoich podwładnych w stosunku do więźniów.
Obóz Stutthof został wyzwolony
przez wojska radzieckie w dniu 9 maja 1945r., w czasie gdy działania wojenne w
Europie ustały już od kilku dni. Wszystkie zachowane przekazy podają, że Hoppe
pełnił funkcję komendanta do dnia 4 kwietnia 1945r. Fakt ten potwierdził też
przewód sądowy w Bochum10. Ostatnimi zachowanymi dokumentami; stwierdzającymi
pełnienie tej funkcji przez Hoppego, są wydane przez niego: rozkaz ewakuacyjny
obozu z dnia 25 stycznia 1945r. i plan pierwszego dnia ewakuacji więźniów11. M.
Gliński podaje, że Hoppe wraz z częścią załogi opuścił Stutthof drogą morską.
Wersja ta jest chyba jedyną do przyjęcia. Żuławy, a wraz z nimi Stutthof, były
odcięte od reszty kraju nie tylko przez wodę, lecz także przez wojska
radzieckie, które toczyły ciężkie boje o Gdańsk. Jest pewne, że odpowiedzialność
za tragiczną w skutkach ewakuację więźniów ponosi sam Hoppe. Sąd niemiecki nie
rozpatrywał tej kwestii, ani też działalności komendanta w ostatnich miesiącach
istnienia obozu (luty — kwiecień 1945 r.)12.
Tuż po wojnie Hoppe znalazł się w
Holsztynie, gdzie występował pod fałszywym nazwiskiem Paula Hansena i pracował
w zawodzie ogrodnika. W dniu 29 kwietnia 1946r. został rozpoznany w Lubece i w
efekcie aresztowany. Dnia 8 maja tegoż roku przeniesiono go na teren byłego
obozu koncentracyjnego w Neuengamme, do obozu dla internowanych.
Hoppego rozpoznano jako członka
SS, ale nie jasko byłego
komendanta obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Nastąpiło to znacznie później,
bo dopiero w dniu 29 września 1946r. Po ustaleniu funkcji Hoppe został
natychmiast przewieziony do Londynu, gdzie poddano go wstępnym przesłuchaniom.
W dniu 21 października znalazł się w obozie jenieckim w Sheffield i nadal w
stosunku do niego prowadzono śledztwo. Dalsze losy byłego komendanta toczyły
się w przedziwny sposób. Sąd w Bochum ustalił, iż Hoppe w czasie od 21 lutego
do dnia 12 czerwca 1947r. znajdował się w ręku polskiej komisji śledczej. W
sentencji wyroku nie podaje się, czy komisja powyższa działała z ramienia
legalnego rządu polskiego, czy też reprezentowała były rząd emigracyjny w
Londynie. Faktem jest, że komisja przesłuchiwała Hoppego wielokrotnie na
okoliczność zbrodni popełnionych w Stutthofie. W trakcie tych przesłuchań
aresztowany były komendant obozu przebywał w więzieniu Tomato w Minden13.
Wracając jeszcze raz do
przesłuchań przez komisję polską, należy nadmienić, że w aktach Polskiej Misji
Wojskowej w Niemczech znajdujących się w Archiwum Głównej Komisji Badania
Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w Warszawie, nie znajdujemy żadnych śladów na
powyższy temat. Wiadomo wszak, że Misja Wojskowa reprezentowała rząd polski i
polskie władze śledcze w przesłuchaniach przestępców wojennych znajdujących
się w rękach aliantów. Tak więc kwestia powyższa wymaga w dalszym ciągu
wyjaśnienia.
Po tych przesłuchaniach
„polskich" Hoppe wrócił do Londynu, gdzie aż do dnia 12 lipca 1947r. był w
dalszym ciągu poddany śledztwu. Z kolei krótko przebywał w obozie jenieckim w
Watten, by w okresie od 15 września do 16 października 1947r. na powrót znaleźć
się w Londynie. W związku z chorobą przeniesiono go do obozu jenieckiego w celu
leczenia. Władze polskie wystąpiły w tym czasie z wnioskiem ekstradycyjnym,
którego nie uwzględniono, Hoppe bowiem nie został przekazany polskiemu
sądownictwu, jedynej kompetentnej instytucji sądowej mogącej sprawiedliwie
ocenić przestępstwa byłego komendanta14. Mamy wprawdzie informację, że
poczyniono pewne przygotowania do przekazania go władzom polskim. Zamiast do
Polski Hoppe trafił w dniu 22 maja 1948r. do obozu jenieckiego w Fallingbostel.
W bliżej nieznanych okolicznościach (sentencja wyroku sądu bochumskiego nie
wyjaśnia tej kwestii) były komendant Stutthofu zbiegł w dniu 9 czerwca 1948r. z
obozu. Czy cieszył się przychylnością władz alianckich za jakieś nam nie znane
usługi na ich rzecz, czy też zadziałała w tym wypadku machina zimnej wojny,
tego niestety nie wiemy. Odtąd ślad po Hoppem zaginął; ukrywał się pod
fałszywym nazwiskiem w Szwajcarii i w Niemczech. W Witten nad rzeką Rubra
został ponownie rozpoznany i w dniu 17 kwietnia 1953r. aresztowany. Nie
przebywał długo w areszcie, władze sądowe zwolniły go bowiem i pozwoliły mu
odpowiadać z wolnej stopy. W dniu 21 kwietnia 1954r. ponownie go aresztowano;
nie wiadomo, czy nastąpiło to wskutek nacisku opinii publicznej, czy wskutek
protestu byłych więźniów obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Sentencja wyroku
na ten temat milczy. W 1955r. Sąd Krajowy w Bochum rozpatrywał sprawę Paula
Wernera Hoppego. Nie był on jednak oskarżony o całokształt zbrodni i
przestępstw popełnionych w Stutthofie, którym — jak już wspomniano — zarządzał
od pierwszych dni września 1942r. do kwietnia 1945r. Akt oskarżenia zarzucał
Hoppemu udzielanie pomocy przy mordowaniu więźniów Żydów, konkretnie udział w
zamordowaniu z niskich pobudek 40 więźniów — zastrzykami z benzyny,
spowodowanie śmierci co najmniej 10 więźniów zaszczutych i rozerwanych przez
psy tak zwanej „psiej sztafety" (Hundestaffel), oraz zastrzelenie
własnoręcznie i powieszenie dwóch więźniów. Wynika z powyższego, że motorem
oskarżenia mogli być żydowscy więźniowie Stutthofu lub oficjalne izraelskie
organa ścigania zbrodniarzy hitlerowskich. Sąd przysięgłych podtrzymał
pierwszy punkt oskarżenia, natomiast pozostałe zarzuty w toku przewodu sądowego
oddalił. Wyrok był niewspółmiernie niski chociażby w stosunku do przestępstw
zarzucanych w akcie oskarżenia, a co dopiero do całokształtu
zbrodni popełnionych w Stutthofie. Wyrok brzmiał: 5 lat i 3 miesiące
pozbawienia wolności15.
Od tego wyroku, jak już
mówiliśmy, oskarżany założył apelację, a także prokurator domagał się jego
rewizji, uzasadniając żądanie faktem zbyt łagodnej kary. W dniu 8 listopada
1956r. Senat IV Sądu Federalnego (Bundesgerichtshof) rozpoznał oba wnioski. W
rezultacie zalecono Sądowi Krajowemu w Bochum ponowne rozpatrzenie sprawy, i to
w trzech zasadniczych punktach. Dwa z nich odnosiły się do aktu oskarżenia,
trzeci — mniej nas interesujący — traktował o kwestii pokrycia kosztów
sądowych. Sąd Federalny zalecił zbadanie udziału Hoppego w mordowaniu więźniów
żydowskich przez gazowanie i strzał w potylicę przy tzw. mierze wzrostu16.
Sąd Krajowy w Bochum rozpatrywał
ponownie sprawę w dniach: 25 stycznia, 29—30 kwietnia, 2, 8, 10, 13, 15, 17,
20, 22, 24, 27 i 29 maja 1957r. Wyrok ogłoszono w dniu 4 czerwca tegoż roku.
Były komendant Stutthofu został skazany na 9 lat więzienia i pozbawiany praw
obywatelskich na okres 6 lat oraz poniesienie wszystkich kosztów
sądowych".
Znamienną cechą procesu
rewizyjnego był fakt odpowiadania oskarżonego jedynie za udzielanie pomocy w
eksterminacji tylko żydowskiej grupy narodowościowej. Wiadomo jednak, że przez
kacet w Stutthofie przewinęło się wielu więźniów różnych narodowości, że do
momentu przybycia tam wielkich transportów Żydów, tj. do 1944r. większość
więźniarską stanowili Polacy. Akt oskarżenia nie zarzucał wcale Hoppemu udziału
w eksterminacji Polaków, Rosjan, Niemców, Duńczyków, Norwegów, nawet Finów,
Łotyszy, Litwinów, Estończyków, Węgrów, Rumunów, Jugosłowian, Hiszpanów, Greków
i Włochów. Wśród nich znajdowała się spora grupa jeńców wojennych szczególnie
chronionych prawem międzynarodowym, którego sygnatariuszem były faszystowskie
Niemcy18.
Drugą cechą procesu był fakt
niewykorzystania przez sąd polskich materiałów dowodowych i brak na sali
świadków z Polski. Rok 1957 to czas wzmożonej aktywizacji Głównej Komisji
Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce i wydaje się pewne, że w imię
sprawiedliwości pośpieszyłaby ona sądowi niemieckiemu z pomocą prawną19.
Dlatego też w istocie rzeczy ten
proces możemy nazwać kadłubowym. Szczegółowymi aktami procesowymi jeszcze nie
dysponujemy. Zapewne zostaną udostępnione po okresie przewidywanym przez
przepisy archiwalne Republiki Federalnej Niemiec. Nie możemy także podawać
pełnych nazwisk świadków występujących pod kryptonimami, prawo bowiem,
chroniące w tym wypadku dobro świadka, nie zezwala na podawanie pełnych
nazwisk. Studiowanie obszernych sentencji wyroków dwóch procesów, zwłaszcza zaś
ostatniego, rzuca wystarczające światło na ich przebieg i pozwala wyciągnąć
badaczowi właściwe wnioski. Przyjrzyjmy się zatem ostatniemu procesowi.
W przewodzie sądowym ustalono
niezbicie, że Paul Werner Hoppe był nie tylko komendantem obozu, ale także
dowódcą batalionu wartowniczego, odpowiadał za szkolenie esesmanów —
obcokrajowców, był dyrektorem warsztatów wchodzących w skład koncernu
zbrojeniowego Deutsche Ausrüstungs — Werke20. Sądowi udało się ustalić, iż
Hoppe — mimo znacznej władzy — nie wykorzystywał jej specjalnie w celu
gnębienia więźniów. Jako komendant nie martwił się losem obozu i przebywających
w nim ofiar hitlerowskiego reżymu. Dążył do tego, by rozkazy przez niego
wydawane, głównie o charakterze ogólnym, chociaż twarde, były przestrzegane
przez personel obozowy i społeczność więźniarską21. Jednak 65 tys. śmiertelnych
ofiar zaprzecza tym ustaleniom bochumskiego sądu. W literaturze naukowej i
wspomnieniowej, odnoszącej się do kacetu w Stutthofie i kacetów w ogóle22,
podano autentyczne dowody okrucieństwa i bestialstwa w stosunku do więźniów ze
strony esesowskiego i pomocniczego personelu, wywodzącego się z funkcyjnych
więźniów. Takie nazwiska, jak T. Meyer, Foth, Kozłowski, Selonke itp. na zawsze
zapisały się w pamięci osób, które przeżyły Stutthof, jako synonim zdziczenia,
barbarzyństwa i okrucieństwa. Wystarczyło sądowi bochumskiemu sięgnąć do
polskich akt procesowych załogi obozowej, aby wyjaśnić kwestię czy Paul Werner
Hoppe chciał zapobiegać okrucieństwom, czy też w ogóle się o to nie starał.
Jego słabe zainteresowanie obozem, tak podkreślone w sentencji wyroku, w tym
wypadku miało swoją negatywną i tragiczną wymowę23.
Nikt i nic nie może zwolnić
Hoppego od odpowiedzialności, miał on bowiem w obozie nieograniczoną prawie
władzę, którą otrzymał, tak jak zresztą inni komendanci obozów
koncentracyjnych, z rąk szefa SS-WVHA, SS-Obergruppenführera Oswalda Pohla.
Dając komendantom pełnię władzy, Pohl żądał od nich maksymalnego wdrożenia
więźniów do pracy dla dobra hitlerowskiej Rzeszy. Czas pracy nie miał odgrywać
żadnej roli, nie miał być i najczęściej nie był zakreślony jakimiś
ludzkimi granicami. W efekcie tego zarządzenia we wszystkich obozach
koncentracyjnych, przy mizernym wyżywieniu, więźniów szybko unicestwiano
nadludzką pracą24. Było to bodajże jedno z największych okrucieństw
i dlatego twierdzenie, że były komendant Hoppe nie był
człowiekiem okrutnym, wydaje się nieporozumieniem. W historiografii obozów
koncentracyjnych znane są wypadki że esesmani nie mogący patrzeć na
okrucieństwa obozowe zgłaszali się do jednostek frontowych, względnie
odchodzili na podrzędne stanowiska. Hoppe nic takiego nie zrobił. W istocie
rzeczy brak zainteresowania losami więźniów nie wynikał wcale z
altruistycznych pobudek komendanta, ale z chęci ochrony własnych prywatnych
interesów. Czy mogła to być dla Hoppego okoliczność łagodząca?
Sądowi Krajowemu nie udało się
także niezbicie udowodnić osobistego udziału Hoppego w mordowaniu i
barbarzyńskim traktowaniu więźniów. Do 1944r., zdaniem sądu, życie w Stutthofie
nie odbiegało w niczym od życia w innych kacetach. Dopiero w tym roku zaczęli
przybywać do obozu bardzo liczni Żydzi, przysyłani głównie z obozów
koncentracyjnych w Rydze i Kownie oraz z terenu Węgier. Zdaniem sądu, co
potwierdza także literatura, życie w obozie uległo wówczas gwałtownemu
pogorszeniu. Fakt ten zresztą potwierdzili polscy i żydowscy świadkowie
zeznający w procesach załogi Stutthofu przed polskimi sądami. Sąd Krajowy w
Bochum nie ustalił jednak liczby więźniów żydowskich, którzy przeszli przez
obóz i jego podobozy. Według zeznań świadków złożonych w toku przewodu, w 1944
r. na terenie obozu, nie licząc jego podobozów, przebywało około 35 tys.
Więźniów-Żydów25.
Sąd ustalił również ponad wszelką
wątpliwość, że śmiertelność więźniów żydowskich była wielka. W sentencji
wyroku nie podaje się liczby ofiar. Zdaniem sądu wysoką śmiertelność
spowodowały: wycieńczenie przybywających do obozu więźniów i epidemia tyfusu
plamistego, która wybuchła w drugiej połowie 1944r. Wspomina się też o polityce
eksterminacyjnej poprzez rozstrzeliwanie i gazowanie ofiar. Przysięgli starali
się wyjaśnić rolę komendanta w realizacji tej polityki. Z sentencji wyroku nie
wynika jednoznacznie, że sąd kwestię tę rozstrzygnął. Hoppe w czasie przewodu
sądowego przyznał, że znał plany eksterminacji nacji żydowskiej. Na przełomie
lipca i sierpnia 1944r. został wezwany do Oranienburga przez samego szefa
obozów koncentracyjnych (Amtsgruppe D w SS-WVHA), znanego nam Richarda Glücksa,
który go zaznajomił z planami Hitlera w tejże kwestii. Hoppe, jak twierdził,
był tymi planami przerażony i starał się jak
mógł odsunąć przeznaczone dla siebie zadanie. Tłumaczył, jak
wyjaśniał w czasie procesu Glücksowi, że Stutthof nie jest przygotowany do
akcji na tak, wielką skalę. Zdaniem byłego komendanta więźniów żydowskich w
Stutthofie poddawano reżymowi pracy przymusowej. Sąd nie dał jednak wiary jego
zeznaniom. Wątpiono, czy Hoppe uczynił wszystko w celu zapobieżenia okrutnemu
postępowaniu z więźniami żydowskimi. Ten fragment sentencji zaprzecza
poprzedniemu, mówiącemu, że Hoppe w odniesieniu do więźniów był komendantem
łagodnym, zapobiegającym okrucieństwom. W dalszym ciągu oskarżony powiedział,
że po pewnym czasie został ponownie wezwany do Oranienburga przed oblicze
Glücksa, który kategorycznie nakazał mu gazowanie Żydów cyklonem B. Po powrocie
z Oranienburga Hoppe, jak dalej twierdził, wezwał do siebie Teodora Meyera i
lekarza obozowego dra O. Heidla. Przekazał im rozkaz gazowania i od siebie
dodał, że akcja powinna objąć jedynie więźniów niezdolnych do fizycznej
pracy26.
W toku przewodu sądowego
prześledzono przebieg gazowania27. Na powyższy temat istnieje pokaźna
literatura i nie będziemy w tym miejscu zagadnienia tego roztrząsać. W
sentencji wyroku uderza brak opisu warunków życia panujących w żydowskiej części
obozu. Nie spotykamy ani jednego słowa na temat bestialstw i mordów
popełnionych przez kierownika tej części obozu SS-Oberscharführera Ewalda Fotha
i jego pomocników28. Hoppe nie mógł nie wiedzieć nic na powyższy temat. Sąd
rozpatrywał także kwestię gazowania więźniów żydowskich w wagonie kolejowym
specjalnie przystosowanym do tego celu. Przysięgłym nie udało się ustalić, kto
wydał rozkaz gazowania w wagonie — sam Hoppe, czy też wyraził on tylko aprobatę
dla tego wynalazku. Oskarżony przez cały czas zaprzeczał. Twierdził, że o akcji
gazowania w wagonie dowiedział się w momencie, gdy urządzenie już
funkcjonowało. Natomiast miał wyrazić sprzeciw, gdy dowiedział się o
rozstrzeliwaniu więźniów żydowskich strzałem w potylicę przy osławionej „mierze
wzrostu"29. Jego zdaniem rozkaz przeprowadzenia tej akcji dał Lagerführer
T. Meyer, który otrzymał w tej sprawie polecenie od samego Rudolfa Hössa, gdy
ten już nie jako komendant oświęcimskiego kombinatu śmierci, lecz wysoki
urzędnik SS-WVHA wizytował Stutthof. Na pytanie sądu, czy Meyer otrzymał od
Hössa rozkaz pisemny, Hoppe zaprzeczył. Ogólnie zeznając na temat gazowania
więźniów żydowskich, były komendant przez cały czas trwania procesu nie
przyznawał się do winy. Utrzymywał, że Glücks żądał od niego przeprowadzenia
akcji na wielką skalę, on zaś sprzeciwiał się temu procederowi i godził się na
wysyłanie do gazu wyłącznie ludzi niezdolnych do pracy. Jego zdaniem liczba
zagazowanych ofiar nie była duża30.
Sąd nie dał tym zeznaniom wiary,
i to nie z powodu zeznań świadków, lecz samego oskarżonego. Otóż w dniu 30
kwietnia 1954r. w areszcie śledczym były komendant zeznał, że na przełomie
października i listopada 1944r. akcja tzw. Sonderbehandlung była w pełnym toku.
Akcję gazowania „[...] spowodowałem sam po rozmowie z Glücksem. Rozstrzeliwanie
przy „mierze wzrostu" zarządził lekarz obozowy i obie akcje były związane
z panującą w obozie epidemią tyfusu plamistego. Prowadzono akcję likwidacji w
stosunku do chorych Żydów i Żydówek [...]" — mówił Hoppe31.
W dniu 4 maja tegoż roku zeznał,
że faktycznie nie interesował się akcją gazowania i osobiście nie skierował
nikogo do komory gazowej. Selekcja i czuwanie nad przebiegiem tej całej akcji
należały do kierownika obozu T. Meyera, któremu przekazał tylko rozkaz ogólny32.
Dwadzieścia dni później Hoppe
potwierdził pierwsze zeznanie, oświadczając: „[...] Moje zeznanie z 30
kwietnia 1954r. zostało mi przeczytane. Jest prawdziwe [...]". W tym
samym dniu podczas przesłuchiwania dodał, że przeprowadzenie akcji zlecił
Lagerführerowi T. Meyerowi i lekarzowi obozowemu dr. O. Heidlowi. Sposób
przeprowadzenia akcji nie interesował go wcale — pozostawił w tej materii swoim
podwładnym całkowicie wolną rękę, zaznaczając jedynie, by objęła ona jedynie
tylko więźniów niezdolnych do pracy. „[...] Uczyniłem ich odpowiedzialnymi za
przebieg akcji [...]". Na początku czerwca 1954 r. Hoppe powoli zaczął się
wycofywać ze swoich zeznań. W dniu 8 czerwca powiedział, że nie miał żadnych
zamiarów pozbawiania więźniów życia. Był jedynie pośrednikiem przekazującym
rozkaz władz zwierzchnich. W dniu 23 lipca 1954r. oświadczył sędziemu
śledczemu, że rozstrzeliwanie przez strzał w potylicę odbywało się jesienią
1944r.i chodziło tutaj tylko wyłącznie o Żydów. Jest to nieprawda, bowiem
z literatury i zeznań złożonych przez świadków przed polskimi władzami
śledczo-sądowymi wiadomo, że egzekucje przy tzw. mierze wzrostu objęły także
więźniów innych narodowości. Hoppe twierdzi, że rozkaz rozstrzeliwania otrzymał
bezpośrednio z SS-WVHA T. Meyer, jego osobę zaś całkowicie pominięto. W
zeznaniu złożonym dnia 18 sierpnia 1954r. oskarżony poszedł jeszcze dalej:
„[...] Z akcją gazowania nie miałem bezpośrednio do czynienia. Otrzymałem
jedynie od Glücksa wiadomość o rozkazie Hitlera wyniszczenia Żydów. Poinformowałem
o tym Lagerführera Meyera... Twierdzenie, jakobym Meyerowi dał rozkaz gazowania
Żydów, jest nieprawdziwe. Nieprawdą jest także zarzut, iż osobiście
kontrolowałem akcję. Byłem jedynie raz przy komorze gazowej, gdy akcja
gazowania była w pełnym toku [...]". W dniu 13 października 1954 r.
oświadczył: „[...] Jeżeli zarzuca mi się, że w czasie jednego z wcześniejszych
przesłuchań powiedziałem, jakobym przeniósł odpowiedzialność za przeprowadzenie
akcji gazowania na Lagerführera Meyera i lekarza obozowego dra Heidla, to jest
prawdą [...]". Zdaniem Hoppego odpowiedzialnym za wykonanie rozkazu
gazowania Żydów w Stutthofie był sam Rudolf Hoss, którego Glücks przysłał na
inspekcję33.
Sąd stanął na stanowisku, że
motywy skłaniające Hoppego do zmiany zeznań były niezrozumiałe. Był on,
zdaniem sądu, przesłuchiwany na okoliczność Sonderbehandlung przez angielską i
polską komisję śledczą. Oskarżony już w latach 1946—1948 miał wyrobiony pogląd
na całą kwestię. Również w 1953 r., indagowany przez, niemieckiego sędziego
śledczego, skłonny był przyznać się do odpowiedzialności za przeprowadzenie
tej akcji w Stutthofie.
Sąd wyszedł z założenia, że
obciążenie Hössa w mniemaniu oskarżonego nie mogło zaszkodzić oświęcimskiemu
zbrodniarzowi, nawet jeśli nie wiedział on o jego skazaniu i wykonaniu wyroku.
Hoppemu znany był wszak proces sądowy głównych hitlerowskich przestępców wojennych
przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Wówczas Höss,
występując w roli świadka, przyznał się do odpowiedzialności za zagazowanie 2
milionów Żydów w oświęcimskim obozie koncentracyjnym. Przypisanie więc Hössowi
odpowiedzialności za zgładzenie kilku, czy kilkunastu tysięcy więźniów
żydowskich w Stutthofie nie miało praktycznie znaczenia, nawet gdyby Höss
jeszcze żył i miał dopiero odpowiadać przed sądem za popełnione zbrodnie.
Obrona oskarżonego przedstawiła także świadków, którzy rzekomo widzieli
pisemne rozkazy z SS-WVHA dotyczące gazowania więźniów żydowskich, skierowane
wprost na ręce Lagerführera T. Meyera, z pominięciem komendanta. Tym świadkiem
był pełniący obowiązki komendanta Stutthofu Ehle (od kwietnia 1945r.),
zaszyfrowany w sentencji wyroku pod literami „Eh". Sąd nie dał wiary
zeznaniom tego świadka".
Rozpatrując zagadnienie
rozstrzeliwania Żydów przez tzw. strzał w potylicę, sąd uwolnił Hoppego od
odpowiedzialności za powyższą zbrodnię popełnianą w Stutthofie. Zdaniem
przysięgłych taki rozkaz, jeżeli był wydany, wiązał się z ogólnymi rozkazami
odnoszącymi się do Sonderbehandlung. Przysięgli orzekli, że brak
wystarczających dowodów, stwierdzających niezbicie wydanie rozkazu przez
Hoppego. Ostatecznie sąd w sprawie przeprowadzenia akcji eksterminacyjnej
więźniów żydowskich przyjął za prawdziwe pierwsze zeznanie oskarżonego złożone
w areszcie śledczym. Hoppe, zdaniem sądu, pośredniczył tylko w przekazaniu
rozkazu Glucksa, natomiast nie przejawiał własnej inicjatywy w zakresie
Sonderbehandlung35.
Nie jest zamierzeniem niniejszego
artykułu kwestionowanie zasadności wyroku Sądu Krajowego w Bochum czy też
domaganie się przysłowiowej „krwi" oskarżonego, który być może z
okropności wojny wyszedł moralnie złamany. Niemniej należy postawić zasadnicze
dwa pytania, a mianowicie:
- Dlaczego oskarżony Paul Werner Hoppe nie odpowiadał przed niemieckim sądem za eksterminację w Stutthofie Polaków i przedstawicieli innych narodowości, w tym także jeńców wojennych chronionych prawem międzynarodowym?
- Dlaczego ogłoszony wyrok, mimo ogromu przestępstw i zbrodni popełnionych w Stutthofie, był tak łagodny?
Na pierwsze pytanie nie
odpowiemy. Pozostanie tajemnicą niemieckiej Temidy, dlaczego odczuwała tak
wielką niechęć do ściągania materiałów dowodowych z Polski. Być może zaważyła
na tym sytuacja polityczna panująca nie tylko w Republice Federalnej, ale
także na świecie. Wszak był to okres zimnej wojny.
Na drugie pytanie jesteśmy zdolni
odpowiedzieć po przeanalizowaniu nie tylko sentencji wyroku sądu bochumskiego,
lecz literatury naukowej na temat Stutthofu i zeznań świadków złożonych przed
polskimi władzami śledczo-sądowymi. Jest prawdą bezsprzeczną, że w plejadzie
komendantów obozów koncentracyjnych Paul Werner Hoppe niczym specjalnie się nie
wyróżniał. Jego osobowość nie była nacechowana sadyzmem i okrucieństwem. Hoppe
starał się być sprawiedliwy, czasami bywał litościwy (zwłaszcza do więźniarek
pracujących u niego w domu). Nie znamy wypadku, by sam osobiście brał czynny
udział w wykonywaniu kar cielesnych na więźniach, ale też im nie zapobiegał.
Nie interesował się tym, jak więźniowie byli traktowani w komandach roboczych;
uchodził jego uwagi fakt, że niektóre komanda (np. Waldkommando) często
przywoziły do obozu nieżywych swoich towarzyszy niedoli. Nie należał do zbyt
gorliwych wyznawców doktryny nazistowskiej, do tych, którzy nie tylko rozkazy,
ale także życzenia swoich zwierzchników szybko i nadgorliwie wcielali w życie.
Jednak też nic nie zrobił, by na przykład szpital obozowy w Stutthofie udzielał
więźniom pomocy w znacznie szerszym zakresie niż to czynił. W przekonaniu
byłych więźniów, być może naukowców — prawników i historyków badających
przestępstwa popełnione przez faszyzm niemiecki w II wojnie światowej,
zastosowany wymiar kary był zbyt łagodny. Oczywiście, ideą przyświecającą tego
rodzaju procesom nie może być dziki odwet, lecz sprawiedliwe wyjaśnienie okoliczności
przestępstw i zbrodni, jakie popełniali ludzie na swoich współbraciach, ich
właściwe wyważenie i wydanie sprawiedliwego wyroku. Tymi zasadami kierował się
Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze, a także wszystkie inne sądy wojskowe
i polskie sądy cywilne. Nie żądając więc głowy Paula Wernera Hoppego, można
powiedzieć, że wyrok był nie tylko humanitarny, ale wręcz łagodny.
W naszym przekonaniu przyczyn
łagodności wyroku należy szukać w procedurze karnej zachodnioniemieckiego
sądownictwa. Bochumski Sąd Krajowy rozpatrując sprawę Hoppego odwoływał się do
sentencji orzeczeń Sądu Federalnego (Bundesgerichtshof). Rozważając sprawy
zbrodni nazistowskich, Sąd Federalny wielokrotnie w swoich orzeczeniach
dzielił faszystów na dwie kategorie. Do pierwszej zaliczał tych, którzy mocą
posiadania władzy wydawali rozkazy ludobójstwa, do drugiej zaś tych, którzy
udzielali jedynie pomocy przy ich wykonywaniu. Idąc za tymi orzeczeniami, sąd
bochumski stanął na stanowisku, że za bezpośrednich sprawców gazowania więźniów
we wszystkich obozach koncentracyjnych należy uznać władze hitlerowskiej III
Rzeszy. One bowiem w tej materii wydawały zarządzenia i rozkazy, one to,
zdaniem sądu bochumskiego, świadomie zamierzały zniszczyć rasę żydowską, co
było zgodne z faszystowską ideologią i ogólnymi planami rozwiązania kwestii
żydowskiej w Europie. Te właśnie władze naczelne miały moc działania w każdym
kierunku i mogły kierować eksterminacją według własnego uznania. Zdaniem sądu
takie ujęcie zagadnienia nie oznaczało bynajmniej, że oskarżony Hoppe — jako
współdziałający — musiał brać udział w tych czynach. W wielu wypadkach
pomagający stawali się na równi odpowiedzialni z mocodawcami, jeżeli sami
dobrowolnie przyłączyli się do działania reprezentowanego przez „górę".
Sąd stanął na stanowisku, iż nie można Hoppego zaszeregować do takiej grupy
przestępców.'' W akcji tej bowiem brał udział nie z własnej, nieprzymuszonej
woli — wykonywał tylko rozkazy i udzielał jedynie pomocy w realizowaniu
polityki eksterminacyjnej rasy żydowskiej. Hoppe, zdaniem sądu, nie układał się
ze swoimi mocodawcami, nie współpracował czynnie w przeprowadzaniu akcji. Przy
kilku gazowaniach, przy których był obecny z racji pełnionej funkcji, nie
przejawiał entuzjazmu i trzymał się z daleka, tak że trudno było zdaniem sądu
ustalić jego intelektualne potwierdzenie poddaństwa i aprobatę dla tych
okrutnych czynów. W sentencji wyroku czytamy, że nie można jednak bagatelizować
winy Hoppego, bo nawet przez udzielanie pomocy i bierne współdziałanie wiele
niewinnych osób poniosło śmierć. Przez przekazanie rozkazu gazowania Meyerowi i
Heidlowi był świadkiem zbrodni i w ten sposób stał się osobiście współwinnym.
Niemniej sąd stanął na stanowisku, że winę tę łagodził właśnie fakt
nieangażowania się osobistego również w forsowanie całej akcji, a także
wyłączenie się całkowite z selekcji więźniów do gazu. W sentencji wyroku
uwypuklano te zeznania świadków, które mówiły o dążeniu byłego komendanta do
polepszenia bytowania więźniów".
Ostatecznie Sąd Krajowy w Bochum orzekł
niewspółmiernie niski wymiar kary w stosunku do ogromu zbrodni popełnionych w
obozie koncentracyjnym Stutthof.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz