Roman Tarnowski |
W numerze 4/2011 „Prowincji” -
kwartalnika społeczno-kulturalnego Dolnego Powiśla i Żuław, ukazał się artykuł
autorstwa Mirosława Melerskiego p.t. „Dzieje pewnego imadła”. Autor opisuje historię
imadła pochodzącego z obozu koncentracyjnego Stutthof. Za jego zgodą
publikujemy ten tekst.
Dzieje pewnego imadła
Ojciec mój, Wiktor Melerski
(1914 -1996), był żołnierzem Wojska Polskiego w czasie kampanii wrześniowej
1939 roku. Zmobilizowany został w sierpniu 1939 r. w jednostce wojskowej w Bydgoszczy.
Po wybuchu wojny, wraz z innymi żołnierzami, przetransportowany został do
Twierdzy Modlin, skąd przedzierał się ze swoją jednostką do Rumunii. Został
internowany i osadzony w obozie na Węgrzech, gdzie przebywał do zakończenia
drugiej wojny światowej.
Po powrocie do kraju, otrzymał
pozwolenie od ówczesnych władz państwowych na pozyskiwanie mienia po wojsku
niemieckim na Mierzei Wiślanej. Generalnym celem jego poszukiwań były wojskowe
samochody ciężarowe. Wraz z kolegami i przyszłymi wspólnikami firmy
transportowej „STOKÓŁ” zwiózł transportem kolejowym do Lipna (w pobliżu
Włocławka), gdzie wówczas mieszkaliśmy, 12 samochodów ciężarowych
pozostawionych przez wojska niemieckie.
W mojej dziecięcej wówczas
pamięci utkwił fakt, jak ojciec opowiadał, że w okolicach Suchacza, w
przydrożnych rowach leżały jeszcze szkielety ofiar wojny. Dookoła pełno było
pozostawionych karabinów, hełmów i innego sprzętu, np. w jednym miejscu
natrafili na stertę akumulatorów. Okolice były jak wymarłe. Oprócz strażnic
wyzwolicieli, żołnierzy Armii Czerwonej, tylko ślady chaosu wojennego. Przed
kontrolami i rewizjami ze strony Rosjan ratowała ich bańka samogonu z Kujaw i
zabrany własny prowiant.
W trakcie tych poszukiwań
ojciec wraz ze kolegami przebywał również na terenie zniszczonego wówczas
byłego obozu koncentracyjnego Stutthof. Był to rok 1946. Podczas pobytu na
terenie dawnego obozu, jak mi opowiadał, znalazł i zabrał imadło, które
zamontował w swoim garażu w Lipnie. Używał je przez wiele lat.
W roku 1954 lub 1955 do ojca
przyszedł jego kolega - wspólnik Roman Tarnowski, także mieszkaniec Lipna,
mechanik samochodowy i prywatny przedsiębiorca transportu ciężarowego.
Spotkanie odbyło się w garażu mojego ojca. Rozmawiali jak zwykle o swojej
pracy, samochodach i trudach codzienności. W pewnym momencie Roman Tarnowski
nagle zasłabł. Po ocuceniu go przez kolegów i pytaniach o przyczynę
zasłabnięcia, Roman Tarnowski zapytał mojego Ojca:
- Wiktor – skąd masz to
imadło?
- Z dawnego obozu
koncentracyjnego Stutthof - odpowiedział zgodnie z prawdą mój Ojciec.
- A czy ty wiesz, że ja na tym
imadle pracowałem ponad dwa lata w tym obozie - odpowiedział Tarnowski.
Mój Ojciec nie krył
zaskoczenia, bo cóż to za niezwykłe zrządzenie losu, że przypadkowo znalezione
imadło przez wiele lat było narzędziem pracy w tak strasznym miejscu jak
Stutthof. Zaproponował oczywiście, że odda je koledze, może na pamiątkę.
Tarnowski zdecydowanie odmówił.
Tę opowieść usłyszałem od Ojca
jeden raz, kiedy przedstawiciele władzy ludowej przybyli do naszego domu w
Lipnie i skonfiskowali ojcu sześć wyremontowanych już samochodów ciężarowych,
na których gromadzenie wcześniej wyrazili zgodę. Nakazali również zakończyć
prywatną działalność gospodarczą.
W roku 1996 zmarł mój ojciec,
a imadło trafiło do mnie. W Lipnie już nie mieszkam od wielu lat, ale ta
przedziwna „pamiątka ze Stutthofu” wędruje ze mną. Odszyfrowałem inskrypcje z
imadła: wyraźnie widoczne są cyfry i litery- 125?? 571, BERLIN? LUD LOEWE
&Co AG. Wyjaśnień szukałem w Muzeum Stutthof, skąd otrzymałem poniższe
potwierdzenie:
„Nawiązując do naszej rozmowy telefonicznej chciałabym Pana poinformować,
że Roman Tarnowski był więźniem KL Stutthof od 22.05.1943 r. Miał on numer
obozowy 23 159. Adres jego zamieszkania zgadza się z podanym przez Pana,
więc jest to ta sama osoba.”
I w zasadzie mógłbym zakończyć historię imadła ze Stutthofu. Ale ta
ojcowska opowieść sprzed lat obudziła we mnie chęć głębszego poznania obozowych
losów Romana Tarnowskiego. Dzięki przychylności pracowników Muzeum
Stutthof udało mi się zdobyć skany zachowanych dokumentów obozowych więźnia
Romana Tarnowskiego. Na stronie internetowej www.historycy.org
trafiłem na informację, że Roman Tarnowski, pseudonim „Pancerz”, od 1942 roku
był komendantem Armii Krajowej w Lipnie. 5 maja 1943 roku w wyniku obławy
Gestapo znaczna część konspiracyjnej siatki Armii Krajowej Rejonu Lipno została
aresztowana. W tej grupie znalazł się również Tarnowski.
Takiej informacji nie można
było już zbagatelizować. Zachęciło to mnie do dalszych poszukiwań. Pojechałem
do Lipna. Dzięki pomocy mojej kuzynki dowiedziałem się, że nikt z rodziny
Romana Tarnowskiego nie mieszka od lat w Lipnie. Jedynym dzieckiem, które
jeszcze żyje jest córka, Pani Krystyna Krzeszewska zamieszkała w Piszu. Po
wielu telefonach udało nam się w końcu spotkać w Warszawie, u córki Pani
Krystyny. Wybrałem się tam z synem Maksymilianem, który wspomagał mnie, jako
fotograf. Rodzina wyraziła zgodę na rozmowę i przekazanie do publikacji zdjęć i
pamiątek po ojcu i dziadku.
Jak Roman Tarnowski trafił do obozu koncentracyjnego Stutthof?
Roman Tarnowski urodził się 30
grudnia 1910 roku w miejscowości Osówka w powiecie lipnowskim. Rodzicami jego
byli Jan i Józefina z domu Zielska. W momencie aresztowania mieszkał w Lipnie
przy ulicy Wolności 44. Z zawodu był ślusarzem - mechanikiem. Żonaty z
Kazimierą z domu Marciniak. Był ojcem trojga dzieci – dwóch synów Jerzego i
Andrzeja oraz córki Krystyny.
W karcie obozowej „Konzentrationslager Stutthof –
Personalien” wpisana jest data aresztowania Tarnowskiego przez Gestapo w
Grudziądzu 6 maja 1943 roku.
Dokument drugi wystawiony przez Gestapo w Grudziądzu,
datowany na 8 czerwca 1943, podpisany przez Untersturmführera Rassatz (?) -
podpis nieczytelny, zawiera informacje, że Roman Tarnowski został
przetransportowany do obozu koncentracyjnego Stutthof 22 maja 1943 roku.
Zakwalifikowany do Lagerstufe II, jako więzień polityczny. W uzasadnieniu
powodu aresztowania i skierowania do obozu koncentracyjnego czytamy:
„T. ( Tarnowski) wiedział o istnieniu polskiego ruchu oporu i brał w
nim udział. Komendant rejonu poznał go, jako członka ruchu oporu i później
powołał go na miejscowego komendanta. W krótkim czasie po tym Tarnowski został
komendantem rejonowym. T. (Tarnowski) twierdzi, że nie należał do żadnego
organizacji ruchu oporu i podważa zeznania świadka. Jednakże istnieje poważne
podejrzenie, że Tarnowski brał udział w wysoce niebezpiecznych, zdradzieckich
działaniach.”
Z uzasadnienia funkcjonariusza Gestapo jasno wynika, że
Roman Tarnowski został zdradzony i wydany przez innego członka ruchu oporu.
Fakt ten potwierdza w rozmowie córka Krystyna: „Po wojnie przyszedł do ojca ten, który go zdradził. Prosił ojca o
wybaczenie. Twierdził, że też był bity i torturowany, skazany do innego obozu
lub więzienia, Prosił również ojca, aby poświadczył jego zaangażowanie w ruchu
oporu, ponieważ ubiegał się o uznanie go, jako więźnia politycznego, aby mógł
być przyjęty do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD). Ojciec nie
wybaczył mu tej zdrady i nie poświadczał. Opowiadał nam, że po kilku dniach
uwięzienia wprowadzono go do sali, w której za stołem siedział denuncjator przy
pełnym talerzu dymiącej jajecznicy. Gestapowiec zapytał go czy to jest
komendant?. Odpowiedź była potwierdzająca. Ojciec nie przyznawał się i wówczas
Gestapowiec nakazał zdrajcy przysięgać na krzyż, że mówi prawdę. Na ten sam
krzyż przysięgał ojciec, że nie jest prawdą, że był aktywnym członkiem ruchu
oporu”.
W chwili aresztowania Romana Tarnowskiego jego córka
Krystyna miała siedem lat. Do dziś pamięta tamten dzień: „Szliśmy z mamą i moim bliźniaczym bratem Jerzym do kościoła na
nabożeństwo majowe. Przed kościołem w Lipnie podszedł nieznany nam mężczyzna
Polak i powiedział mamie, że ojca aresztowało Gestapo. Mama zostawiła nas
samych przed kościołem na ulicy i pobiegła do mieszkania. Mieszkaliśmy wtedy,
po wysiedleniu, na dzisiejszej ulicy 15 Grudnia w byłych koszarach. W kuchni,
pod podłogą była skrytka, w której tata przechowywał dokumenty i „bibułę” AK. Zanim
przyszło Gestapo dokonać rewizji, mama zdążyła zniszczyć zawartość schowka. W
siedzibie Gestapo w Lipnie jako sprzątaczki pracowały Polki, które mówiły
mamie, że ojciec został strasznie pobity i torturowany. Nie mógł leżeć ani na
plecach, ani na brzuchu, jedynie klęczał i opierał się na łokciach, ociekał
krwią. Do końca życia odczuwał ból w barku. Wieszano go za związane ręce.
Cierpiał też na bóle głowy, na której miał kostniak, ślad po torturach kapiącej
wody.”
W obozie koncentracyjnym Roman Tarnowski pracował w
warsztacie i w cegielni. Robiono na nim eksperymenty medyczne. Żona wiedziała,
że panuje w obozie straszny głód. Z rodzinnych przydziałów wysyłała paczki
żywnościowe. W wydrążonym bochenku chleba przesyłała mu zdjęcia dzieci i
wiadomości. W trakcie pracy w warsztacie, między innymi przy użyciu imadła,
Roman Tarnowski wykonał wiele oryginalnych metalowych ozdób, które dziś
stanowią cenną po nim rodzinną pamiątkę.
Krótko przed wyzwoleniem KL Stutthof Roman Tarnowski
zachorował na czerwonkę. Choroba wyniszczyła jego organizm do tego stopnia, że
został uznany za zmarłego i skierowany wraz z innymi ciałami do spalenia w
obozowym krematorium. Na stercie trupów inni więźniowie odkryli, że Tarnowski
oddycha. Wynieśli go z grupy nieżyjących więźniów i ukryli w baraku. Kiedy
nastąpił marsz śmierci pomogli mu iść podtrzymując go lub nawet niosąc. Kiedy
nie miał już siły dalej iść, został położony gdzieś w przydrożnym rowie. Jakimś
cudem, niedobity przez strażników, uratował go rolnik - Niemiec. Zaopiekował
się wynędzniałym Tarnowskim, pomógł powrócić do zdrowia i sił, pielęgnował
przez kilka miesięcy.
Roman Tarnowski powrócił do Lipna dopiero w maju 1945 roku.
„Traciliśmy nadzieję, że wróci – opowiada
córka Krystyna – było już ciepło, maj
1945. Przyszedł w ubraniu obozowym i w czapce pasiaku z węzełkiem w dłoni.
Bawiłam się z bratem na podwórku, poznałam go od razu, był to dla nas szok i olbrzymia radość, bo inni więźniowie,
którzy wracali w styczniu mówili mamie, że widzieli, jak zginął w obozie, inni
twierdzili, że w marszu śmierci. Wrócił do nas, do rodziny z opóźnieniem, ale
wrócił i przyniósł nam obozowe prezenty wykonane własnoręcznie.
Komisja lekarska stwierdziła u
Romana Tarnowskiego 80 % utraty zdrowia. Otrzymał odszkodowanie za bycie
królikiem doświadczalnym.
To nie był jednak koniec jego
udręki. Jako były AK-owiec, mimo obozowego udokumentowanego doświadczenia, Roman Tarnowski był dla władzy
ludowej podejrzanym osobnikiem. W dodatku po wojnie Tarnowski należał do PPS-u
(a nie jak należało do PPR – u). Po przymusowym zjednoczeniu PPS z PPR i powstaniu
PZPR w 1948 roku, Tarnowski oddał legitymację PPS i nie wstąpił do nowej
partii. Dlatego pod koniec lat 40-tych i do połowy 50–tych często był
przetrzymywany po kilka dni w siedzibie Urzędu Bezpieczeństwa, szczególnie przy
okazji świąt państwowych. I tu smutny chichot historii, bo ówczesny areszt UB
znajdował się w dawnej siedzibie Gestapo w Lipnie.
Zapytałem Panią Krystynę, czy
ojciec był w Stutthofie po wojnie? Odpowiedziała, że jeździł tam z własnej woli
trzy albo cztery razy. Pierwszy raz pojechał ze swoim, jedynym bratem Czesławem
Tarnowskim i jego żoną Angielką Gladys, która zemdlała na widok krematorium.
Czesława Tarnowskiego wybuch drugiej wojny światowej zastał na pokładzie MS
Batory. Wracał z Argentyny, gdzie udał się w celach spadkowych po zmarłym ojcu.
W Anglii do zakończenia wojny był mechanikiem w Dywizjonie 301. Innym razem
Roman Tarnowski odwiedzał obóz wraz z żoną i dziećmi.
Roman Tarnowski zmarł w 2007
roku w Toruniu. Rodzina do dziś przechowuje z należną czcią pamiątki po ojcu i
dziadku.
Imadło mojego Ojca - i jak się
okazało obozowe narzędzie pracy przymusowej Romana Tarnowskiego - znajduje się
wśród moich rodzinnych pamiątek. Z pewnością Muzeum Stutthof byłoby godniejszym
miejscem jego ekspozycji.
Mirosław
Melerski –
ur. w 1949 r. w Lipnie. Absolwent historii UMK w Toruniu. W latach 1976-82
dyrektor Sztumskiego Centrum Kultury. Przewodniczący Terenowej Komisji
Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność” w Sztumie w 1981 roku, współzałożyciel i
redaktor biuletynu „Sztumska Solidarność” w 1980-81. W latach 1992-2002
pracował w Vitra Design Museum w Weil AM Rhein (Niemcy), gdzie zajmował się
koordynacją produkcji i dystrybucji miniatur kolekcji Vitra Design oraz
organizacją wystaw kolekcji Vitra w Polsce, Czechach i na Węgrzech. Publikował
artykuły na temat nowoczesnego designu w polskich pismach fachowych. Mieszka w
Nadbrzeżu k. Elbląga.
P.S.
W kwietniu 2017 r. Pan Mirosław Melerski przekazał
imadło do zbiorów Muzeum Stutthof.
Roman Tarnowski z rodziną. |
Imadło, na którym Roman Tarnowski pracował w KL Stutthof |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz