środa, 26 sierpnia 2015

Gdzie rozpoczęła się II wojna światowa

Każdego roku, przy okazji kolejnych rocznic wybuchu II wojny światowej, wyobraźnię wielu historyków rozpala dyskusja w przedmiocie miejsca i czasu jej rozpoczęcia. Publikowanych jest wiele artykułów, których głównym celem jest udowodnienie, iż „to właśnie tu” rozpoczęła się wojna.

W dniach 2 – 5 września 2009 roku w Muzeum Stutthof odbyła się konferencja naukowa„Od Westerplatte do Norymbergi. II wojna światowa we współczesnej historiografii, muzealnictwie i edukacji”. Pokłosiem konferencji jest publikacja wydana nakładem Muzeum Stutthof, zawierająca jej materiały. Wśród publikacji znajdujemy opracowanie Grzegorza Bębnika, historyka Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach. Postanowiliśmy przedstawić Państwu to opracowanie. 


„Grzegorz Bębnik
Instytut Pamięci Narodowej - Okręgowe Biuro Edukacji Publicznej w Katowicach

Gdzie rozpętała się wojna? Sprzeczności i kontrowersje

Mijająca właśnie 70. rocznica wybuchu II wojny światowej skłania do refleksji najrozmaitszej natury. Nie brak wśród nich również i konstatacji, których źródeł poszukiwać należy chyba tylko w przyrodzonej ludzkiemu gatunkowi skłonno­ści do kategoryzowania wszelkich, najmniej nawet odpowiednich po temu zjawisk. Czasami działania takie osiągają zdu­miewające, na pewno nie zakładane pierwotnie wymiary, żywo przypominając przysłowiowe dzielenie włosa na czworo. I taki właśnie los na naszych oczach spotyka trwające już od dłuższego czasu dociekania odnośnie miejsca, w którym to rozpo­cząć się miała największa z dotychczasowych wojen. Tytułowe „sprzeczności i kontrowersje" być może nie w pełni odzwierciedlają zdumiewającą dynamikę tych niemniej zdumiewających posunięć; niech zatem przemówi ich - z konieczności ograniczony - opis.

Przypomnijmy, iż jako początek agresji hitlerowskich Niemiec na Polskę, czyli Fali Weiss odpowiednimi rozkazami wyznaczona była godzina 4.45; ta właśnie pora figuruje w niezliczonych wręcz oficjalnych niemieckich dokumentach, poczynając od kancelarii Rzeszy1, kończąc na szczeblu dywizji czy nawet pułku2. Po wojnie upubliczniano je wielekroć w rozmaitych zbiorach dokumentów źródłowych, których pobieżne choćby wymienienie przekroczyłoby zapewne objętość niniejszego artykułu. Po polskiej stronie - by powrócić tu do przerwanego tą bibliograficzną dygresją wątku - mniej więcej o tej samej godzinie zanotowano rozpoczęcie przez Niemców zasadniczych działań wojennych3. Choć sam „Schleswig-Holstein", jak wynika z jego znanego również w polskim przekładzie dziennika bojowego otworzyć miał ogień dopiero w dwie minuty po X-Stunde, o godzinie 4.474, to właśnie walki na Westerplatte przyjęto uważać za początek II wojny światowej5.

Cały problem da się zatem sprowadzić do swoistego wyścigu, w którym wygrywającym stałby się ten, kto zdołałby udowodnić, iż to na jego właśnie terenie stosunkowo najwcześniej doszło do działań wojennych - tego czy innego typu. Nie trzeba dodawać, że cezurę czasową przesuwać można tu, na dobrą sprawę, w nieskończoność, a metody dowodzenia rzekomych racji budzą czasami, delikatnie rzecz ujmując, poważne zastrzeżenia. Przyjrzyjmy się zatem kilku potencjalnym kandydaturom. Poczynając od tej, o której ostatnimi czasy najgłośniej.

Casus Wielunia?

Wieluń, miasto położone w ówczesnym i dzisiejszym województwie łódzkim o prymat w tej szczególnej kategorii ubiega się od dłuższego już czasu. Stosunkowo niedawno z inicjatywą zmiany zapisów w szkolnych podręcznikach tak, by uwzględniały to rzekomo „prawdziwe" miejsce rozpoczęcia wojny wystąpił do ministra edukacji pochodzący stamtąd poseł PSL, Mieczysław Łuczak7. Okolicznością dającą i jemu, i miejscowym historykom oraz władzom samorządowym asumpt do podobnie śmiałych twierdzeń jest oczywiście godzina pierwszego, niszczycielskiego nalotu na miasto, interpretowana jednak dość szczególnie. Nie ulega bowiem wątpliwości, że pierwsze bomby zrzuciły na Wieluń samoloty kapitana Waltera Sigela, dowódcy I dywizjonu 76. pułku bombowców nurkujących (1/StG 76)8. W dzienniku bojowym tej jednostki, w zapisie odnośnie „zadania o numerze bieżącym 1/39" czytamy, iż wystartowano o godzinie 5.05, cel (czyli Wieluń) osiągnięto o 5.40, zaś na macierzyste lotnisko powrócono o godzinie 6.059. Zasadne jest wobec tego pytanie, skąd opinia, jakoby to Wieluń miał się stać celem ataku o pięć minut wcześniejszego, aniżeli otwarcie ognia do żołnierzy majora Sucharskiego? Atak na Wieluń miał bowiem miejsce w niemal godzinę później!

Pretensje powyższe biorą się tymczasem z fundamentalnego błędu, jakim obarczone są dywagacje odnośnie dziejów miasta w początkach wojny. Przyjęto mianowicie, Bóg jeden raczy wiedzieć, na podstawie jakich to przesłanek, jakoby we wrześniu 1939 roku obowiązywał w Niemczech tzw. czas letni, z godziną przesuniętą do przodu w stosunku do stoso­wanego wówczas m. in. w Polsce czasu środkowoeuropejskiego10. Gdy do niemieckich meldunków przyłożymy taki szablon, wszystko staje się jasne- 5.40, o której to na Wieluń spaść miały pierwsze bomby, byłaby w Polsce zaledwie godziną 4.40; do chwili pierwszych wystrzałów ze „Schleswiga-Holsteina" pozostałoby jeszcze pięć (czy może siedem) minut. I te właśnie minuty zapewnić miałyby Wieluniowi swoistą palmę pierwszeństwa.

Niewykluczone, że źródłem całego nieporozumienia jest językowy lapsus, jakiego dopuścił się Adolf Hitler, ogłaszając 1 września w Reichstagu rozpoczęcie wojny z Polską11. Tak czy inaczej, bezrefleksyjne powielanie opisanego błędu stało się kamieniem węgielnym całej „wieluńskiej legendy", i to nie tylko w kraju; w swoich publikacjach powtarza go na przykład Joachim Trenkner, niemiecki dziennikarz mocno zaangażowany w przybliżanie swym rodakom wieluńskiego dramatu12. Zdumiewające, że nigdzie ponadto - poza właśnie jednym przypadkiem Wielunia - nie neguje się czasowej zgodności polskich oraz niemieckich relacji we wszystkich innych wrześniowych starciach. Zdumiewające tym bardziej, iż nikt dotychczas nie zwrócił uwagi na ową, łagodnie mówiąc, metodologiczną nieścisłość13.

W powyższym kontekście intrygować może kwestia, dlaczego stosunkowo liczni świadkowie ówczesnych wydarzeń podczas badań przeprowadzanych w Wieluniu w listopadzie 1961 roku przez pracowników Instytutu Zachodniego konse­kwentnie na ogół twierdzili, jakoby pierwsze bomby spaść miały na Wieluń pomiędzy 4.30 a 5.0014. Zauważyć trzeba tu, że w 1959 roku na tablicy pamiątkowej, umieszczonej na miejscu zniszczonego w wyniku nalotu szpitala pojawił się napis: Tu dokonał się 1.9.1939 r[oku] o godzinie 4.40 [podkr. GB] pamiętny atak bezprawia, przemocy i zbrodni hitlerowskiej na bezbronnej ludności miasta Wielunia15. Można przypuszczać, że ta wyryta w brązie treść do tego stopnia wpłynęła na stan pamięci zbiorowej mieszkańców, że już w dwa lata później podawali ją jako efekt własnych spostrzeżeń. Podobne zjawiska nie są niczym rzadkim, zaś w odniesieniu do wydarzeń o historycznym znaczeniu ich mechanizm jest wręcz zdumiewająco podobny16.

Casus Tczewa

Kolejnym przypadkiem, niemniej ważkim, choć stanowczo mniej rozreklamowanym są dążenia tczewian do zapewnienia ich właśnie miastu poczesnego miejsca w szkolnych podręcznikach. Co więcej, również i tu podobne zabiegi oparły się o par­lament; w reakcji na opisane powyżej wystąpienie posła Mieczysława Łuczaka inny parlamentarzysta tej samej kadencji, poseł (tym razem) PO Jan Kulas złożył na ręce marszałka Sejmu interpelację dowodzącą, iż to właśnie temu miastu należy się palma pierwszeństwa, niesłusznie od jakiegoś czasu zawłaszczana przez Wieluń17. Jakie działania podejmie Pani Minister, otwarcie zapytywał J. Kulas, aby dokonać korekty w podręcznikach historii, gdzie powinno być zapisane, że Tczew był pierwszym mia­stem zaatakowanym na ziemiach polskich przez hitlerowców, już 1 września 1939 roku, o godz. 4.3418?
Rzecz jasna, wystąpienie posła Ziemi Tczewskiej było tylko ukoronowaniem mnóstwa wcześniejszych zabiegów, firmowanych głównie przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie; w kwietniu 2008 roku jego działacze zaapelowali do mi­nister Katarzyny Hall o odpowiednie uwzględnienie ich miasta w podręcznikach historii. Fundamentem były również i tu dociekania lokalnych historyków, zwłaszcza Kazimierza Ickiewicza, autora kilku publikacji na tenże temat. Ich tytuły nie pozostawiają zresztą wątpliwości tak odnośnie prezentowanych treści, jak i chwalebnych - z tczewskiej przynajmniej perspektywy - intencji autora: Wojna zaczęła się w Tczewie oraz Druga wojna światowa wybuchła w Tczewie19. Dociekliwe­go tropiciela ścieżek tczewskiej chwały stropić może jednak nieco okoliczność, iż obydwie przywołane publikacje nie są opatrzone, jak należałoby się spodziewać, stosownym aparatem naukowym. Wymagałaby zaś tego zwłaszcza druga z nich, będąca swoistym manifestem otwarcie już artykułowanych pretensji. Przechodząc jednak do porządku dziennego nad tym zastrzeżeniem, skupić wypada się na poczynionych przez K. Ickiewicza ustaleniach: pisze on bowiem, iż natarcie lądowe na Tczew, przewidziane na godzinę 4.45, poprzedził nalot sześciu bombowców i sześciu myśliwców niemieckich. Eskadrą dowodził porucznik Bruno Dilley. Wystartowała ona o godz[inie] 4.26 z lotniska pod Elblągiem i dla zmylenia nadlatując od południa o godzinie] 4.34 [podkreślenie moje - GB] zbombardowała dworzec PKP, zachodni przyczółek mostów [chodzi o mosty kolejowe przez Wisłę] oraz koszary 2 Batalionu Strzelców20. Mielibyśmy tu zatem z nalotem wcześniejszym o całe tym razem sześć [sic!] minut od domniemanego pierwszego ataku na Wieluń.

Niemożność zorientowania się, na podstawie jakich to źródeł doszedł K. Ickiewicz do podobnie szczegółowych ustaleń nie oznacza jednak, że upada możliwość ich krytycznej weryfikacji. Pierwszym i podstawowym materiałem, z którym nale­żałoby skonfrontować efekty badań tczewskiego historyka winny być, analogicznie jak w przypadku Wielunia, dokumenty dokonujących wspomnianego nalotu jednostek niemieckiej Luftwaffe, w tym przypadku I. dywizjonu 1 pułku bombowców nurkujących [1/StG 1]. Co prawda, z braku czasu nie zdołałem osobiście dotrzeć do stosownej dokumentacji, złożonej w Wojskowym Archiwum Federalnym we Freiburgu, jednak od jakiegoś już czasu w obiegu księgarskim funkcjonuje oparta na tych materiałach praca Mariusa Emmerlinga, stanowiąca trzecią część obszernej monografii jego autorstwa, zatytu­łowanej Luftwaffe nad Polską21. W interesującym nas miejscu, zawierającym szczegółowy opis działań wspomnianej jednostki czytamy: Już około godz[iny] 4.43 31 Ju 87B zbombardowało polskie stanowiska przy ważnych ze strategicznego punktu widzenia mostach wiślanych w Tczewie22. Całą formację prowadzić miał klucz sześciu Junkersów, dowodzony przez porucznika Bruno Dilleya. Relacja biorącego również udział w tym nalocie kapitana Paula-Wernera Hozzela jednoznacznie wskazuje, że bomby zrzucono o godzinie 4.43, z ewentualną jednominutową tolerancją in minus23. Czyżby zatem nie 4.34, a „dopiero" 4.43? Czyżby chodziło tu o najzwyklejszy „czeski błąd"? W jakimś (choć mocno ograniczonym) sensie rolę „bazy źródłowej" ustaleń K. Ickiewicza pełnią zapewne opublikowane swego czasu w „Kociewskim Magazynie Regional­nym" rzekome fragmenty „dziennika wojennego niemieckiej Luftwaffe", gdzie to właśnie pojawia się godzina 4.3424. Sama już jednak forma zapisów owego „dziennika wojennego", niezależnie od treści, jednoznacznie plasuje go w nurcie wojennej czy też powojennej beletrystyki, pozbawionej jakichkolwiek większych walorów poznawczych, a mimo to dość chętnie wy­korzystywanej przez niektórych historyków25.

Abstrahując jednak od powyższych wyliczeń, zwrócić należy uwagę na fakt często najzwyczajniej przemilczany, choć przywoływani tu autorzy na pewno znakomicie zdają sobie sprawę z jego wagi; niemożność skoordynowania zegarków uczestników tych wydarzeń w taki sposób, by wszystkie pokazywały ten sam czas. Nawet dziś, w dobie naręcznych, kwar­cowych chronometrów ich wskazania, choćby tylko wśród uczestników niniejszej konferencji, różnią się od siebie, i to na pewno w przedziale przynajmniej dziesięciominutowym. Dlaczego wówczas, we wrześniu 1939 roku miałoby być inaczej? To zresztą dygresja dotycząca większości poruszanych tu przypadków.

Casus Krzepic

Kolejnym w tej palecie pretendentem są położone w obecnym powiecie kłobuckim Krzepice. Przez kilkadziesiąt lat od momentu zakończenia II wojny światowej Półwysep Helski traktowany byt jako miejsce gdzie padły pierwsze strzały najkrwawszej z wojen, czytamy w - przyznać trzeba - profesjonalnie zredagowanym internetowym portalu „Krzepice '39. „Wokół sprawy Westerplatte", kontynuują operujący w cyberprzestrzeni autorzy, w ciągu tych 70 lat urosło wiele mitów oraz legend. Dopiero kilka lat temu coraz głośniej zaczęto mówić, że Westerplatte jednak nie było pierwsze. Trzy minuty wcześniej Wieluń i jego mieszkańcy stali się pierwszymi ofiarami II wojny. Od tej pory to, co wydawało się niemożliwe stało się faktem. Westerplatte przestało być jedynym i słusznym symbolem wybuchu II wojny światowej w Europie, a Wieluń na stałe trafił do podręczników historii. Media opisując zeszłoroczne obchody wybuchy wojny w Wieluniu po raz pierwszy zaczęły nieśmiało wspominać, że to nie Westerplatte, nie Wieluń, a Krzepice były miejscem gdzie rozpoczęła się II wojna światowa w Europie. To tutaj o 3.30 miał miejsce pierwszy zorganizowany atak lądowy II wojny światowej. Chociaż krzepickie wydarzenia z 1 września 1939 roku były ciągle żywe w pamięci lokalnych badaczy historii oraz wielu mieszkańców naszego miasta, to jednak do tej pory nie udało się zainteresować tematem Krzepic szerszej opinii społecznej. 70. rocznica staje się okazją, aby w końcu wypromować fakt wybuchu wojny pod Krzepicami, a nasze miasto na stałe wprowadzić do podręczników historii26.

Ten nieco może przydługi cytat znakomicie ilustruje pretensje podnoszone przez kolejną zainteresowaną trafie­niem do kanonu szkolnej nauki historii miejscowość (choć oczywiste przecież, że za tą bezosobową formą ukrywają się ludzie z krwi i kości). Dokumentalną podbudowę pod powyższą wizję stworzył Romuald Cieśla, wsparł zaś Tadeusz Kon­dracki, wykorzystując relacje zgromadzone głównie w Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum Gen. Władysław Sikorskiego w Londynie. W jednej z nich, pochodzącej z (uwaga) 1969 roku niegdysiejszy oficer Wołyńskiej Brygady Kawalerii, major rezerwy Izydor Malinowski stwierdzał: Obsadzająca Krzepice 3. kompania 0[brony] N[arodowej] por[ucznika] Pawelskiego (z batalionu 0[brony] N[arodowej] „Kłobuck") w noc z 31 sierpnia na 1 września, niezależnie od trzech patroli z 1. plutonu kawalerii dywizyjnej, wysyła co dwie godziny do m[miejscowości] Podłęźe Królewskie patrole kolarzy (1+5). Patrol kola­rzy wysłany o godz[inie] 03.00 powrócił o godz[inie] 05.00 i zameldował, że już o godz[inie] 03.30 został ostrzelany na północnym skraju m[iejscowości] Podłęże Królewskie po stronie polskiej granicy. Godz[ina] 4.30 meldunek telefoniczny ze Straży Granicznej donosi, że czołgi nieprzyjaciela wchodzą do Starokrzepic. Krótka przerwa i słychać strzały wzdłuż całej granicy. Godzina 4.45 pada pierwszy pocisk artyleryjski na całym odcinku kompanii27. Wsparte jest to rodzinnymi przekaza­mi autora, z których wynika, iż Niemcy granicę w okolicach pobliskiej Praszki przekroczyć mieli jeszcze przed 4.00 w dniu 1 września 1939 r.28 Zauważyć trzeba, że krytyka tych wywołanych w jakimś sensie źródeł możliwa jest tylko w oparciu o sporządzaną równolegle od opisywanych wydarzeń niemiecką dokumentację sztabową. Jak dotychczas, nikt nie podjął się jednak podobnego zadania.

Casus Górnego Śląska

Wreszcie przypadek, który pozwolę sobie potraktować niejako zbiorczo, rozpatrując w nim kilka epizodów; wcale ważkich, ale odmiennego raczej charakteru. Wspólnym mianownikiem będzie tu obszar, którego rozważania te dotyczą, czyli Górny Śląsk. Ściślej zaś - ta jego część, która w sierpniu i wrześniu 1939 roku tworzyła funkcjonujące w ramach II RP województwo śląskie29.

I tu stajemy przed prawdziwym problemem - okazuje się bowiem, że wewnątrzśląska granica, dzieląca województwo śląskie od sąsiedniej, niemieckiej już rejencji opolskiej w ostatnich tygodniach, czy wręcz miesiącach przed wybuchem wojny w pełni zasługuje na miano „płonącej granicy". Jej naruszenia przez operujące z terenu Rzeszy niemieckie bojówki były wręcz na porządku dziennym, zwłaszcza po wypowiedzeniu przez Niemcy w kwietniu 1939 roku zawartej pięć lat wcześniej deklaracji o niestosowaniu przemocy. Zewidencjonowanie, czy choćby tylko proste zliczenie tych incydentów wydaje się zadaniem ponad siły; każda z ówczesnych przygranicznych gmin województwa śląskiego „pochwalić" mogłaby się zapewne przynajmniej kilkoma podobnymi przypadkami30. Zauważyć przy tym należy, że ta niewypowiedziana wojna była w znakomitej większości dziełem członków niemieckich formacji dywersyjnych, które we wrześniu 1939 roku ujaw­nią się pod zbiorczą nazwą Freikorps Ebbinghaus. Organizacyjnie Freikorps ów podporządkowany był placówce Abwehry przy dowództwie VIII korpusu we Wrocławiu, przez nią zaś - naczelnemu dowództwu 14. Armii31. Co ciekawe, zachowana dokumentacja jednoznacznie podaje, że w dniu 1 września połączone sity Freikorpsu na otrzymane najpewniej ze sztabu 14. Armii hasło „Sokół" (niem. Falkę) przekroczyły granicę już o 3.00, rozpoczynając tym samym działania wojenne, na tym przynajmniej odcinku frontu32.

Na Górnym Śląsku również (choć tym jego fragmencie, który dziś znajduje się w obrębie państwa czeskiego) miało miejsce wydarzenie, które także z powodzeniem aspirować może do tak przez wielu pożądanej roli. Tam właśnie bowiem, w miejscowości Mosty na Przełęczy Jabłonkowskiej w dniu 26 sierpnia 1939 roku niemiecki oddział dywersyjny, dowodzony przez działającego na zlecenie wrocławskiej Abwehry podporucznika Alberta Herznera podjął próbę opanowania stacji kolejo­wej w Mostach oraz przebiegającego pod przełęczą tunelu. Akcja zakończyła się, co prawda, klapą, lecz nie to jest najbardziej tu istotne. Owa prywatna wojna leutnanta Hernera, jak nazwał jabłonkowski incydent Andrzej Szefer, stanowiła bowiem nie­spodziewany akord pierwotnych planów Hitlera, przewidujących zaatakowanie Polski właśnie wtedy, w dniu 26 sierpnia. Choć stosowny rozkaz dosłownie w przeddzień agresji został odwołany, do maszerującego już przez beskidzkie ostępy oddziałku Herznera nie dotarł mający go zatrzymać goniec. Stąd też i atak na stację w Mostach, później zaś (gdy Herzner zorientował się, że plany kampanii musiały ulec zmianie) pośpieszne wycofanie się dywersantów w góry33. Trzymając się zatem kryte­riów ściśle chronologicznych uznać należałoby, że II wojna światowa rozpoczęła się na terenie obecnej Republiki Czeskiej! Przedwojenne województwo śląskie dostarcza zresztą jeszcze jednej niespodzianki; oto sam dowódca odpowie­dzialnej za obronę tego regionu Grupy Operacyjnej „Śląsk", gen. Jan Jagmin-Sadowski podawał, iż już w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1939 roku patrolujące granicę polsko-niemiecką ochotnicze oddziały powstańczej samoobrony w okolicach Przyszowic wzięły do niewoli kilku żołnierzy Wehrmachtu, wśród nich - rzecz niebagatelna - oficera w stopniu kapitana.

W tym momencie przerwijmy, gdyż kolejka do chwały robi się, jak widać już nazbyt długa. Wdając się w to przydługie wyliczanie uświadomić pragnąłem bowiem jedno - zarówno stwierdzonych, jak i potencjalnych miejsc mogących aspirować do rangi tego jednego, w którym to właśnie II wojna światowa miała się rozpocząć, jest mnóstwo. Argumenty zaś, jakie na udowodnienie podobnych tez padają, wykazują się nieraz tak zdumiewającą dezynwolturą (vide przypadek Wielunia), że siłą rzeczy rodzi się podejrzenie, iż w wielu przypadkach chodzić może o wszystko inne, poza oficjalnie podnoszoną tęsknotą za „historyczną prawdą". Tymczasem ów „początek" wydaje się z gruntu niemożliwy do ustalenia, i to poczynając już od poziomu samej definicji. Co bowiem uznać za faktyczne rozpoczęcie II wojny światowej? Czy ma to być nalot, czy może wystarczy ostrzał prowadzony z ziemi? Czy zaatakowane miałyby być cele cywilne, czy wystarczyłyby wojskowe? Atak przeprowadzić miałyby oddziały regularne, czy też struktury dywersyjne, lub też może policja? Idźmy głębiej - jeśli za „wybuch" sam fakt ostrzelania, to jakiego rodzaju; czy prowadzony zza niemieckiej granicy, czy może przez wrogie oddziały wkraczające już na teren Rzeczypospolitej? Podobne pytania można by mnożyć, zaś wszyscy zainteresowani (idę tu o zakład) przy nawet najdalej posuniętej dobrej woli nie zdołaliby wypracować jednolitego stanowiska.

W opisywanym dyskursie w zdumiewająco łatwy sposób przechodzi się również do porządku dziennego nad pod­stawowym zgoła faktem - w tej „wojnie polskiej", jak celnie nazywa starcie roku 1939 Leszek Moczulski35 Rzeczpospolita miała wszak nie jednego, a trzech przeciwników; prócz Rzeszy Niemieckiej również Związek Sowiecki oraz - formalnie niepodległą Słowację, której dowodzona przez gen. Ferdinanda Ćatlośa Armia Polowa „Bernolak" działała w składzie nie­mieckiej 14. Armii, na jej prawym skrzydle. Pragnąc mieć zatem możliwie pełny ogląd sytuacji, pod kątem potencjalnych zajść przyjrzeć należałoby się całej granicy polsko-słowackiej (a sądząc z tego, że ze strony tamtejszych samorządów nie doszedł dotąd żaden bardziej słyszalny głos, dotychczas tego chyba nie zrobiono), jak również -co jest wszelako zadaniem niesłychanie trudnym - również i polsko-sowieckiej. Czy jednak wtedy owo stające się w coraz większym stopniu niedościgłą chimerą miejsce rozpoczęcia wojny stałoby się mniej problematyczne? Należy wątpić.

Reasumując zatem; ustalenie ponad wszelką wątpliwość miejsca, gdzie rozpocząć miałyby się działania wojenne w II wojnie światowej jest najzwyczajniej niemożliwe, co więcej - fałszywe wydaje się samo postawienie problemu. Spory i kłótnie o to - w rzeczy samej - wątpliwej wartości pierwszeństwo wydają się raczej szkodzić, niźli pomagać.  A to przede wszystkim poprzez dezawuowanie symbolu, jakim przez dziesięciolecia zdążyło już stać się Westerplatte; miejsce łatwo rozpoznawalne (również poza Polską) i nie obciążone jakimikolwiek wątpliwymi czy wręcz negatywnymi konotacjami. I niechaj tak pozostanie. Co nie oznacza jednak, że zarzucić należy dokumentowanie wojennych „prapoczątków";również i one mogą, a nawet powinny znaleźć się w podręcznikach historii. Lecz już najlepiej bez próżnych ambicji zmieniania ich treści; takowe skończyć mogą się tylko w jeden sposób - zażenowaniem.


Przypisy:

1 Zob. np. 1939, sierpień 31, Berlin - Dyrektywa nr 1 Naczelnego Dowódcy Niemieckich Sil Zbrojnych, Adolfa Hitlera, do prowadzenia wojny, [w:] Wojna obronna Pol­ski 1939. Wybór źródeł, red. M, Cieplewicz, T. Jurga [i in.j, Warszawa 1968, s. 394-396; powtórzone [w:] Międzynarodowe tło agresji Rzeszy Niemieckiej na Polskę w 1939 roku. Wybór dokumentów, red. R. Nazarewicz, Warszawa 1986, s. 171-172. Czytamy tam min.: Dzień natarcia: 1 września 1939 r. Godzina natarcia: 4.45. Tekst w oryginale zob. np.:http://www.documentarchiv.de/ns/1939/weisung-nr01_weiss.html
2 Tytułem przykładu zacytować można dziennik bojowy VIII Korpusu Armijnego, wchodzącego w skład niemieckiej 14. Armii: O godzinie 4,45 [1 września 1939] wszystkie trzy dywizje [korpusu] przekraczają niemal bez walki granicę Rzeszy. [Urn 4.45 Uhr uberschreiten alle drei Divisionen fast ohne jeden Kampf die Reichsgrenze], Bundesarchiv-Militararchiv Freiburg (dalej: BAMA Freiburg), RH 24-8/11, KTB des VIII. Armeekorps, 1IX 1939, k. 3. Podobnych przykładów jest mnóstwo.
3 O godzinie 4.50 mjr Henryk Sucharski, komendant Wojskowej Składnicy Tranzytowej w Gdańsku raportował Dowództwu Floty: Pancernik »5chleswig-Holstein« roz­począł o godz[inie] 4.45 ostrzeliwanie Westerplatte ze wszystkich dział. Bombardowanie trwa. Meldunek mjr. Henryka Sucharskiego do Dowództwa Floty w Gdyni,
1IX 1939, [w:] Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na arenie międzynarodowej, red. S. Stanisławska, Warszawa 1965, s. 51.
4 Zob. Dziennik działań bojowych pancernika Schleswig-Holstein, oprać. J. Roszko, J. Żebrowski. Kraków 1995, s. 41.
5 P. Wieczorkiewicz, Kampania 1939 roku, Warszawa 2001, s. 27.
6 Przypadkowi Wielunia, będącemu zdumiewającym efektem zabiegów z dziedziny źle pojętych public relations poświęciłem dwa osobne artykuły. Zob. G. Bębnik, O Wieluniu głos przeciwny, „Arcana" 2008, nr 81-82, s. 196-202, oraz: tenże, Wieluń, 1 września 1939 r., [w:] Wieluń był pierwszy. Bombardowania lotnicze miast regionu łódzkiego we wrześniu 1939 r., red. J. Wróbel, Łódź 2009, s. 49-64.
7 Zob. M. Darda, Poseł PSL chce, by w podręcznikach Wieluń zajął miejsce Westerplatte, „Polska Dziennik Łódzki", 8 II 2008.
8 W wielu publikacjach jego nazwisko podawane jest nieprawidłowo jako „Siegel". Właściwą formę pomaga ustalić biogram, zamieszczony w: E. Obermeier, Die Ritter- kreuztrager der Luftwaffe. Stuka- und Schlachtflieger 1939-1945, Mainz 1976, s. 42. Wszelkie wątpliwości rozwiewa zresztą zamieszczone tam. opatrzone autogra­fem zdjęcie.
9   Reprodukcję odpowiednie! strony dziennika bojowego [Kriegstagebuch - KTB] zamieszcza m.in. T. Olejnik, Wieluń. Dzieje miasta 1793-1945, Piotrków Trybunalski 2003, s. 509; J. Książek, Cel zniszczony... Z dzienników wojennych Waltera Siegela [sic!] i Kurta Hartmanna, „Siódma Prowincja. Kwartalnik Kulturalny" 2005, nr 3-4, s. 45, jak też J. Trenkner, Wieluń, czwarta czterdzieści, „Tygodnik Powszechny", 5 IX 1999.
10 W istocie czas letni, wprowadzony w Niemczech po raz pierwszy 30 kwietnia 1916 r. zniesiony został 16 września 1918 r. W Republice Weimarskiej nie obowiązywał on nigdy, zaś w III Rzeszy wprowadzono go dopiero z dniem 1 kwietnia 1940 r. Zob. strona internetowa Federalnego Instytutu Fizykalno-Techmcznego www.ptb. de/de/org/4/44/441/sait.htm, informacje na podstawie danych Niemieckiego Instytutu Hydrograficznego w Berlinie. Zob. też: R. Ebertin. A.M. Gnmm, G. Hoffmann, M. Puettjer. Die geographischen Positionen Europas, wyd. 12, Freiburg 1994.
11 Siynne słowa Teraz od godziny 5.45 na ogień odpowie się ogniem [Seit 5.45 wird jetzt zuruckgeschossen] zinterpretowane mogły zostać rzeczywiście tak, jak gdyby w ówczesnej Rzeszy obowiązywał inny sposób liczenia czasu. Rzecz w tym, że poza tym jednym przemówieniem Fuhrera brak najdosjowniej jakiegokolwiek innego zapisu, dokumentującego tę rzekomo godzinę ataku. Przyjąć trzeba, że Hitler albo z rozmysłem podał późniejszą godzinę ataku (mając zapewne na względzie propagandowy wydźwięk swego wystąpienia), albo też po prostu się przejęzyczył. Tekst przemówienia zob.http://www.nationalsozialismus.de/dokumente/text-dokumente/adolf-hitler-rede-vor-dem-reichstag-01091939 Wersja dźwiękowa np.http://de.encarta.msn.com/media_121625395_761556540_-1_1/Adolf_Hitler_%E2%80%9ESeit_5_45_Uhr_wird_zur%C3%BCckgeschossen%E2%80%9D.html
12 Jak pisze Trenkner: Hitler powiedział: „piąta czterdzieści pięć". Według czasu obowiązującego wówczas w Polsce - gdzie nie stosowano jeszcze wówczas zmiany czasu na letni - była to czwarta czterdzieści pięć. Dokładnie o tej godzinie pancernik „5chlesv/ig-Holstein" zaczął ostrzeliwać polską składnicę na Westerplatte. J. Trenkner, dz. cyt.; w Polsce zob. np. T. Olejnik, Wieluń, polska Guernica, Wieluń 2004, s. 33, J. Książek, dz. cyt., s. 44, jak też: N. Klatka, Wieluński wrzesień 1939, Wieluń -Gdynia 2006, s. 62.
13 Zakładam tu, że autorzy piszący o różnicy czasowej dzielącej ówczesną Polskę oraz III Rzeszę czynią to w najlepszej wierze. W innym przypadku mylibyśmy bowiem do czynienia z niewiarygodnym wprost humbugiem.
14 Zygmunt Patryn podał, iż dnia 1 września 1939 r. o godzinie 4.50 obudził mnie warkot samolotów. Stanisław Cierkosz twierdził: Dnia 1 września [1939 r.] przed godzi­ną 5 rano zostałem nagle zbudzony przeraźliwym hukiem spadających bomb. Z kolei Józef Brzeziński mówił, iż w dniu wybuchu wojny 1939 r. o godzinie 4.45 obudziły mnie syreny alarmowe. Stanisław Puchała podał: Dnia 1 września 1939 r. o godzinie 5 rano obudził mnie huk spadających bomb, zaś Ludwik Perdek, iż o godzinie 4.30 nadleciało ponownie [poprzednie świadek zauważył 31 sierpnia - GB] około 15 samolotów nad miasto i zaczęło bombardowanie. B. Bojarska, Zniszczenie miasta Wielunia w dniu 1 września 1939 r., „Przegląd Zachodni" 1962, nr 2, passim.
15 Zagadką pozostaje, skąd na wspomnianej tablicy literalnie taka właśnie, nie inna godzina nalotu. Dziennik bojowy 1/StG 76 nie był przecież jeszcze wówczas w Polsce znany. Zauważmy, że badająca problem jako pierwsza B. Bojarska nigdy nie potwierdziła opinii o zaatakowaniu miasta na dokładnie pięć minut przed X-Stunde. W swej fundamentalnej do dziś analizie wydarzeń v/Wieluniu w dniu 1 września 1939 r. pisała ona natomiast: Tymczasem dnia 1 września już o godzinie 4,45 żołnie­rze 36 pułku] p[iechoty] i oddziałów O[brony] N[arodowej] z niepokojem śledzili przelot ponad granicą na bardzo niskim pułapie około 30 samolotów niemieckich. W kilka chwil potem usłyszeli ciężkie eksplozje bomb zrzucanych na Wieluń [,..] B. Bojarska, Napaść hitlerowskiego lotnictwa na Wieluń, [w:] „Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce", t. XXVII, Warszawa 1977, s. 17. Zresztą, nawet i ta godzina przelotu jest zbyt wczesna w stosunku do zapisów w niemieckich dziennikach bojowych.
16 Autor niniejszego artykułu zetknął się z opisywanym zjawiskiem podczas pracy nad publikacją dokumentującą pierwsze dni września 1939 r. w Katowicach. Zob. Katowice we wrześniu '39. red. G. Bębnik, Katowice 2006, s. 15 i n. Gwoli ścisłości należy jednak zaznaczyć, że również i w Wieluniu znane są relacje świadków jedno­ znacznie plasujących pierwszy atak na miasto na krótko przed godziną 6.00. Zob. G. Bębnik, Wieluń, 1 września..., s. 59-60.
17Zob. Tczew do podręczników historii - interpelacja poselska. Z działalności posła Ziemi Tczewskiej Jana Kulasa, „Panorama miasta. Bezpłatny biuletyn informacyjny samorządu miasta Tczewa", nr 7/212, sierpień 2008, s. 12. Na tej samej stronie zamieszczono również zdawkową raczej i nie wnoszącą nic do sprawy odpowiedź, udzieloną posłowi przez wiceminister Krystynę Szumilas.
18Tamże. s. 12.
19 K. Ickiewicz, Wojna zaczęła się w Tczewie. Publikacja okolicznościowa w 57. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Tczew 1996; tenże. Druga wojna światowa wybuchła w Tczewie. Szkice historyczne, Tczew-Pelpin 2006. Ta ostatnia pozycja doczekała się kilku późniejszych edycji.
20K. Ickiewicz, dz. cyt., s. 47-48. Wspomniany już Weisung Nr. 1 jednoznacznie mówi, co prawda, iż 4.45 jako godzina ataku na Polskę obowiązuje również w odniesieniu do mostów w Tczewie („Diese Zeit gilt auch fur die Unternehmungen Gdingen - Danziger Bucht und Brucke Dirschau"), lecz trudno spodziewać się, by podkomendni Bruno Dilley'a, osiągnąwszy zaplanowany cel ataku krążyli nad nim przez kilka minut, by doczekać wyznaczonej przez Fuhrera gadziny. Zob. też przyp. 1.
21M. Emmerling, Luftwaffe nad Polską 1939, cz. III: Stukaflieger. Gdynia 2006.
22 Tamże, s. 3.
23Tamże, s. 4-6. Stosowna sygnatura akt w archiwum freiburskim to: BAMA Freiburg, RL 10/327. Również dziennik bojowy Dowództwa 1. Floty Powietrznej (Luftflot-tenkommando 1) podaje godzinę 4.42 (kopia dokumentu w zbiorach M. Emmerlinga).
24K. Ickiewicz, dz. cyt., s. 109-112. Opisywany fragment stanowi załącznik nr 11, będący przedrukiem artykułu zamieszczonego w „Kociewskim Magazynie Regional­nym" 2004, nr 2, s. 38-39. Dość oryginalny to - nawiasem mówiąc - sposób docierania do źródeł.
25Na górnośląskim podwórku podobnym przykładem służyć może nieprawdopodobna wręcz miejscami fascynacja propagandowymi wynurzeniami niejakiego Georga Bartoscha, opisującymi rzekome epizody walk o województwo śląskie we wrześniu 1939 r. Zob. G.Bartosch, OS wird frei! Tatsachenbericht aus den August- und Sep-tembertagen 1939, wyd. 3. Berlin 1940. Odnośnie Wielunia w podobny sposób eksploatowane są zarówno pozycje powstałe w latach wojny i jednoznacznie plasujące się we wspomnianym propagandowym nurcie, jak i powojenna już beletrystyka, walorami zbliżona do popularnych ongiś u nas tomików „Żółtego Tygrysa"; odnośnie pierwsze; grupy zob. D. Lehmann, Wir suchen den Feind, Gutersloh 1940; drugą reprezentuje np.: C. Bekker, Angriffshohe 4000. Ein Kriegstagebuch der deutschen Luftwaffe. Oldenburg 1964 (polskie tłumaczenie, opatrzone tytułem Atak na wysokości 4000 metrów. Dziennik wojenny niemieckiej Luftwaffe 1939-1945 ukazało się w 1999 r. nakładem Wydawnictwa Bellona).
27Cyt- za: T. Kondracki, Gdzie rozpoczęła się II wojna światowa w Europie?, [w:] 70 rocznica bitwy pod Mokrą i wybuch II wojny światowej no Ziemi Kłobuckiej. Materiały Konferencyjne, Kłobuck 2009, s. 6.
28Tamże, s. 6.
29W jego obrębie plasować należy zatem również i tz w. Śląsk Cieszyński, będący geograficznie integralną częścią Górnego Śląska. W sierpniu -wrześniu 1939 r. w jego skład wchodzą tez, oczywiście, zajęte w kwietniu tep.o roku ziemie tzw. Zaolzia.
30 Obszernie opisuje to Paweł Dubiel vi swej do dziś znaczącej monografii września 1939 r. na Górnym Śląsku. Zob. P. Dubiel, Wrzesień 1939 na Górnym Śląsku, wyd 2, Katowice 1963, s, 89-100. Zob. też: G. Bębnik, Zajście na granicy w Rudzie Śląskiej, [w:] „Zwłoki nie zostały dotąd zidentyfikowane". Górnośląsko-zagłębiowskie epizody z lat II wojny światowej, red. G. Bębnik, Katowice 2009, s. 5-11.
31Zob. B. Warzecha, Niemieckie formacje nieregularne w kampanii na polskim Górnym Śląsku. Problem V Kolumny, [w:] Wrzesień 1939 na Górnym Śląsku, red. G. Bębnik, Katowice - Kraków 2008, s. 75-95. Nazwa tej farmacji pochodzi od osoby jej dowódcy, kapitana (później majora) Ernsta Ebbinghausa. Później zresztą niemieckie władze wojskowe pobyt pod rozkazami kapitana Ebbinghausa oficjalnie uznawały za element służby wojskowej, sankcjonując to zarówno odpowiednimi wpisami »/ książeczkach wojskowych, jak i stosownymi odznaczeniami czy awansami.
32 Zob. Dziennik bojowy 3. Odcinka Straży Granicznej. 1 X 1939, [w:] Katowice we wrześniu '39..., s. 78.
33 Zob. A. Szefer. Prywatna wojna leutnanta Alberta Herznera, czyli niemiecki napad na Przełęcz Jabłonkowską w nocy z 25 na 26 sierpnia 1939 roku, Katowice 1987.
34 J. Sadowski, Działania GO „Śląsk" 1-3 września 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny" 1960, nr 1, passim.
35 L Moczulski. Wojna polska 1939, wyd. 2, Warszawa 2009.
36 M. Korkuć, Trzeci agresor, „Rzeczpospolita", 18IX 2009".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz