Obóz Koncentracyjny Stutthof był jednym z tych
niemieckich obozów, do których Niemcy kierowali wziętych do niewoli żołnierzy
Powstania Warszawskiego, a także cywilną ludność Warszawy.
Pierwszy transport po wybuchu powstania...
Po wybuchu powstania, pierwszy transport więźniów
przybył do KL Stutthof z Warszawy przez Pruszków około 20 sierpnia 1944 r. Było
to kilka tysięcy osób – cywilów. Zatrzymano ich w murowanych barakach
poza obozem centralnym. Po kilku dniach, cały transport skierowano na
tzw. wolnościowe roboty, z czego część do firmy „Epp”, która budowała
fabrykę maszyn pod Stutthofem. Ludzi z tego transportu nie zewidencjonowano w
kartotekach obozowych.
...i kolejny
31 sierpnia 1944 r. do obozu przybył kolejny
transport, w skład którego wchodziło ponad 3000 mężczyzn i ponad 600
kobiet z Pragi, Grochowa i Marymontu. Większość z nich od razu skierowano
do podobozów w Gdańsku i Elblągu (gdzie wielu z nich zmarło przy
pracy), a 4 września 1944 r. kilkuset mężczyzn przewieziono do obozu
koncentracyjnego w Neuengamme koło Hamburga.
Transporty z 29 września 1944 r.
29 września 1944 r. do Stutthofu przybywają dwa
transporty. Pierwszy z nich, liczący 1200 mężczyzn, stanowili głównie
mieszkańcy dolnego Mokotowa. Część z nich brało czynny udział w powstaniu, jako
żołnierze jednostki bojowej „Granat”. Nie chcąc iść do niewoli, przebrali się w
cywilne ubrania licząc, że w ten sposób łatwiej uciekną. W transporcie tym
znajdowało się też wielu przedstawicieli inteligencji. Transport otrzymał
numerację od 92300 do 93500.
Drugi transport liczył 40 osób. Były to dziewczęta w
wieku od 16 do 26 lat, które w powstaniu pełniły funkcje łączniczek w
jednostkach „Baszta” i „Granat” Armii Krajowej, operujących na Mokotowie. Wśród
nich znajdowała się również jedna kobieta – żołnierz z I Armii Wojska Polskiego
oraz jedna łączniczka z Polskiej Armii Ludowej. Ich przybycie do obozu
poprzedził telegram wysłany z Pruszkowa, skierowany w dniu 28 września 1944 r.
do komendanta KL Stutthof: „Sonderaktion
Warschau Reichsführera SS wysyła do państwa pociąg specjalny z
czterdziestoma kobietami narodowości polskiej, które jako członkinie AK
aktywnie brały udział w powstaniu. Zgodnie z rozkazem szefa ds. zwalczania band
– SS-Oberguppenführera von dem Bacha – wszyscy mężczyźni z AK, zatrzymani jako
jeńcy wskutek kapitulacji, powinni być traktowani jako jeńcy.
Wśród takich jeńców znajdowały się te przekazywane wam kobiety.
W przypadku istnienia obozu kobiecego, prosi się o umieszczenie w nim tych kobiet.
W innym wypadku, rozdysponowanie pozostawiamy do waszej decyzji”.
Wśród takich jeńców znajdowały się te przekazywane wam kobiety.
W przypadku istnienia obozu kobiecego, prosi się o umieszczenie w nim tych kobiet.
W innym wypadku, rozdysponowanie pozostawiamy do waszej decyzji”.
Dziewczęta wyszły z Warszawy jako wojsko i nie wiadomo
dlaczego skierowano je do obozu koncentracyjnego, a nie do obozu jeńców
wojennych, co gwarantowała im umowa kapitulacyjna. Ubrane były w kombinezony i
kurtki wojskowe z biało – czerwonymi proporczykami. Na furażerkach miały
naszyte biało – czerwone naszywki i orzełki.
Zachowywały się bardzo odważnie. Na pytanie komendanta
obozu, co robiły w czasie powstania, odpowiadały zgodnością, że „wszystko co
było potrzeba” – opatrywały rannych, gotowały jedzenie, nosiły amunicję, nawet
strzelały. Oto jak opisuje ich postawę w obozie Wiktor Ostrowski, więzień
Stutthofu:
„Z nimi komenda obozu miała
największy kłopot. Dziewczyny miały ze sobą egzemplarze gazety
niemieckiej, w której było powiedziane, że mają być traktowane jako
jeńcy wojenni. Oponowały one stanowczo przeciwko odziewaniu ich
w ubrania obozowe i naszywaniu numerów. Komenda zgłupiała.
W każdym innym wypadku skończyłoby się
na skatowaniu dziewcząt i zmuszeniu ich do posłuszeństwa, ale tu –
drukowane słowo niemieckie z podpisem samego dowódcy
armii wywarło na szwabach wrażenie. Zaczęły się pertraktacje i
rozmowy z Berlinem. Przez ten czas kobiety były trzymane w przejściówce.
Targ w targ naszyto im numery, zdjęto orzełki i biało-czerwone
proporczyki z furażerek, ale pozostawiono opaski powstańcze” (Wiktor Ostrowski,
„Warszawiacy w Stutthofie”, Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1971 r.,
str.59-60).
Dalsze losy bohaterskich dziewcząt
Dalsze losy bohaterskich dziewcząt opisuje
w swojej książce „Obóz Koncentracyjny Stutthof”, Krzysztof
Dunin-Wąsowicz: „Czterdzieści
dziewcząt stało się zaraz przedmiotem zainteresowania i sympatii
całego męskiego obozu. W Stutthofie, gdzie było wiele cierpienia i męczeństwa,
nie widzieliśmy dotąd pierwiastków heroicznych. Te 40 dziewcząt
– to był pierwszy czynnik bohaterski, który wszedł między druty i
wieżyczki Stutthofu. Ponieważ większość z nich były to młode, ładne
i inteligentne panny, nic więc dziwnego, że obóz męski ogarnęła fala sympatii i
entuzjazmu.... Podrzucano im przez druty papierosy, a nawet jako dowód
głębokiej czci – kwiaty kradzione z ogrodu komendantury. Oczywiście takie
dowody sympatii wywołały reakcję w starym obozie żeńskim.
Zwłaszcza funkcyjne kobiety, zazdrosne o sympatię męskiego obozu dla tych 40
dziewcząt, zaczęły je szykanować złośliwie, jak tylko mogły. Zamknęły je w
jednej izbie i nie pozwalały wychodzić, tylko dwa razy dziennie do umywalni.
Nie pozwalały na palenie papierosów ani nawet na wyglądanie oknem na ulicę
obozową. Po kilku dniach blokowa Jackowska dopięła swego. Ponieważ
komendant obozu wydał zarządzenie, że czterdziestka
z AK pozostanie w Stutthofie, Jackowska wymogła, że zostały
one, rzekomo z powodu braku miejsca w Starym Lagrze, przeniesione do Obozu
Żydowskiego, w którym panowały straszne warunki higieniczne. Zabrano
im mundury i przyodziano je w ohydne pasiaki, mimo że
większość kobiet w Starym Lagrze chodziła w normalnych
sukienkach. Zabrano im wszystkie drobiazgi i ciepłe rzeczy. W Obozie
Żydowskim oddano pod nadzór blokowej niemieckiej – prostytutki. Dziewczęta
nosiły tam dla odróżnienia na prawym ramieniu opaskę z literami AK.
Dziewczęta ewakuowano w dwa dni po rozpoczęciu
ewakuacji Stutthofu, tj. 27 stycznia 1945 r. Z zebranych przez Krzysztofa
Dunina-Wąsowicza informacji wynika, że 36 z nich przeżyło zarówno obóz, jak i
ewakuację. Cztery pozostały w Stutthofie na zawsze.
Niemieckie obietnice
Niezłomna postawa dziewcząt z AK jest przykładem
męstwa, patriotyzmu i bohaterstwa wykazywanego w niezwykle tragicznych realiach
obozu koncentracyjnego. Natomiast fakt, że zostały osadzone w obozie
koncentracyjnym jest jednym z wielu dowodów na to, że Niemcy za nic
mieli wszelkie składane przez siebie obietnice. Gdyby było inaczej,
dziewczęta powinny trafić do obozu jeńców i być traktowane jak wzięci do
niewoli żołnierze. Wynikało to z treści umowy kapitulacyjnej podpisanej przez
niemieckiego generała, von dem Bacha-Zelewskiego: „...prawa jeńców
wojennych przysługują też osobom nie walczącym, towarzyszącym AK w
rozumieniu Art. 81 Konwencji Genewskiej o traktowaniu jeńców wojennych bez
różnicy płci”. Również wysłany do obozu telegram
nakazywał traktować je w charakterze jeńców. Pisało się jedno, robiło się
drugie.
W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, czcijmy pamięć Ofiar i Bohaterów!
W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, czcijmy pamięć Ofiar i Bohaterów!
ws
Telegram zapowiadający przybycie do KL Stutthof transportu 40 dziewcząt z AK. |
Teresa Grymala-Piątek, jedna z czterdziestu dziewcząt z AK, nr obozowy: 101952. |
Lista nazwisk 40 dziewcząt sporządzona w dniu ich przyjazdu do obozu. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz