wtorek, 8 marca 2016

Więźniarki w obozie koncentracyjnym Stutthof

8 marca każdego roku obchodzony jest na świecie Międzynarodowy Dzień Kobiet. Został ustanowiony w celu upamiętnienia walki kobiet o równouprawnienie.  Chcielibyśmy w tym dniu wspomnieć o kobietach-więźniarkach w obozie koncentracyjnym Stutthof, które żyjąc w mrocznych czasach hitlerowskiej okupacji, z powodu swojego pochodzenia, narodowości, a często bez wyraźnego powodu, płaciły cenę najwyższą, cenę życia.

Losy kobiet w obozie koncentracyjnym Stutthof opisane są w wielu wydanych po wojnie publikacjach. Pisze o nich m.in. Balis Sruoga w książce „Las Bogów” oraz Krzysztof Dunin-Wąsowicz w wydanych w 1946 roku wspomnieniach: „Obóz Koncentracyjny Stutthof”. Okresowo stan ilościowy kobiet w obozie przewyższał liczebność mężczyzn. Miało to miejsce szczególnie w roku 1944, gdy do Stutthofu przywożono liczne transporty kobiet pochodzenia żydowskiego.

Krzysztof Dunin-Wąsowicz w swoich wspomnieniach pisze: „W dniu 25 stycznia (1945 roku, to jest w dniu rozpoczęcia pieszej ewakuacji obozu) najwyższy numer w obozie wynosił mniej więcej 107.000. Z tej liczby znajdowało się tutaj około 51.000 osób, w tym około 33.000kobiet i około 18.000 mężczyzn, przy czym w centralnym obozie w Stutthofie znajdowało się około 12.000 kobiet i około 11.000 mężczyzn, reszta rozrzucona była po różnych podobozach”.

Tak więc kobiety stanowiły znaczną część spośród 110 tysięcy więźniów KL Stutthof.

W wydanych po wojnie wspomnieniach oraz w wielu relacjach złożonych przez ocalałych z obozu więźniów znajdujemy wstrząsające informacje o sposobach traktowania kobiet w obozie:

„Późne lato i jesień 1944 stały w Stutthofie pod znakiem Sonderbehandlung, tzn. masowych morderstw Żydów. Akcja ta była równoległa w wielu obozach. W Stutthofie objęła ona głównie kobiety żydowskie, których było tam znacznie więcej niż mężczyzn. Wybór skazanych zależał od widzimisię Oberscharfuehrera Fotha, pana i władcy żydowskiego obozu. Człowiek ten czuł się chory, jeżeli w ciągu dnia kogoś nie skatował. Ten krwawy sadysta zabijał własnoręcznie wybrane na śmierć kobiety w okresie, kiedy popsuła się komora gazowa. Od jego decyzji nie było żadnej apelacji. Codziennie ustawiał on cały obóz żydowski na kilkogodzinny apel i wybierał chore i słabowite kobiety. Najbardziej zewnętrzną oceną zdrowia był stan nóg i w tym celu Foth urządzał wyścigi między Żydówkami. Słabsze, które nie mogły biec, szły na śmierć. Dochodziło do tragicznych scen rozdzielania rodzin. Foth specjalnie wybierał kobiety w ciąży, jako niezdolne do pracy. Był wypadek, że jedna z młodych Żydówek, będąca w ciąży, zdołała uciec ze stojącej już osobno grupy skazanych i schowała się na strychu. Foth zauważył jej brak i rozpoczął szukanie. Wreszcie wykrył miejsce jej ukrycia i w triumfie sprowadził ją z powrotem do grupy skazanych…
…Początkowo Żydówki nie wiedziały, po co są te segregacje. Szybko jednak zorientowały się, co oznacza to znikanie wybranych towarzyszek niedoli. Rozpoczęły więc bierny opór. Nie chciały iść na miejsce kaźni, odległe około 800 metrów od obozu. A i tam, na miejscu, nie chciały wchodzić posłusznie do komory gazowej.
W odpowiedzi na to Niemcy zorganizowali ponurą komedię. Urządzili w powiększonej komorze gazowej pokój do przyjęć lekarskich i wprowadzali tam kobiety pod pretekstem badań. Gdy zdezorientowane kobiety wchodziły tam spokojnie, zatrzaskiwano drzwi i wpuszczano do wewnątrz gaz. Jednak Polacy wykryli szybko ten nowy sposób mordowania i donieśli Żydówkom o tej metodzie, skutkiem czego Żydówki zaczęły się znów opierać. Wówczas Niemcy, głównie Chemnitz i Foth, wymyślili inną komedię: transport. Autentyczny wagon kolejowy, tzw. bydlęcy, podstawiano na bocznicę stutthofską i prowadzono do niego wybrane na śmierć kobiety. Wagon był uszczelniony i miał hermetycznie zamykane drzwi, które zatrzaskiwano za wchodzącymi. Następnie przez otwór w dachu wpuszczano do wagonu gaz. Dla większego efektu i dla własnej zabawy SS-mani przebierali się w mundury kolejarzy niemieckich”. (Krzysztof Dunin-Wąsowicz „Obóz koncentracyjny Stutthof”).

Czterdzieści dziewcząt z Armii Krajowej

Jedną z najbardziej znanych i opisywanych w wielu publikacjach grupą więźniarek KL Stutthof było czterdzieści dziewcząt – żołnierzy Armii Krajowej, które brały udział w Powstaniu Warszawskim. 
29 września 1944r. do Stutthofu przybyły dwa transporty. Pierwszy z nich, liczący 1200 mężczyzn, stanowili głównie mieszkańcy dolnego Mokotowa. Drugi transport liczył 40 osób. Były to dziewczęta w wieku od 16 do 26 lat, które w Powstaniu Warszawskim pełniły funkcje łączniczek  w jednostkach „Baszta” i „Granat” Armii Krajowej, operujących na Mokotowie. Wśród nich znajdowała się również jedna kobieta – żołnierz z I Armii Wojska Polskiego oraz jedna łączniczka z Polskiej Armii Ludowej. Ich przybycie do obozu poprzedził telegram wysłany z Pruszkowa, skierowany w dniu 28 września 1944r. do komendanta KL Stutthof:„Sonderaktion Warschau Reichsführera SS wysyła do państwa pociąg specjalny z czterdziestoma kobietami narodowości polskiej, które jako członkinie AK aktywnie brały udział w powstaniu. Zgodnie z rozkazem szefa ds. zwalczania band – SS-Oberguppenführera von dem Bacha – wszyscy mężczyźni z AK, zatrzymani, jako jeńcy wskutek kapitulacji, powinni być traktowani jako jeńcy. Wśród takich jeńców znajdowały się te przekazywane wam kobiety. W przypadku istnienia obozu kobiecego, prosi się o umieszczenie w nim tych kobiet. W innym wypadku, rozdysponowanie pozostawiamy do waszej decyzji”. 

Dziewczęta wyszły z Warszawy jako wojsko i nie wiadomo dlaczego skierowano je do obozu koncentracyjnego, a nie do obozu jeńców wojennych, co gwarantowała im umowa kapitulacyjna. Ubrane były w kombinezony i kurtki wojskowe z białoczerwonymi proporczykami. Na furażerkach miały naszyte białoczerwone naszywki i orzełki. Zachowywały się bardzo odważnie. Na pytanie komendanta obozu, co robiły w czasie powstania, odpowiadały z godnością, że „wszystko, co było potrzeba” – opatrywały rannych, gotowały jedzenie, nosiły amunicję, nawet strzelały. Oto jak opisuje ich postawę w obozie Wiktor Ostrowski, więzień Stutthofu: „Z nimi komenda obozu miała największy kłopot. Dziewczyny miały ze sobą egzemplarze gazety niemieckiej, w której było powiedziane, że mają być traktowane, jako jeńcy wojenni. Oponowały one stanowczo przeciwko odziewaniu ich w ubrania obozowe i naszywaniu numerów. Komenda zgłupiała. W każdym innym wypadku skończyłoby się na skatowaniu dziewcząt i zmuszeniu ich do posłuszeństwa, ale tu, drukowane słowo niemieckie z podpisem samego dowódcy armii, wywarło na szwabach wrażenie. Zaczęły się pertraktacje i rozmowy z Berlinem. Przez ten czas kobiety były trzymane w przejściówce. Targ w targ naszyto im numery, zdjęto orzełki i białoczerwone proporczyki z furażerek, ale pozostawiono opaski powstańcze” (Wiktor Ostrowski „Warszawiacy w Stutthofie” Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1971r. str. 59-60). 

Dalsze losy bohaterskich dziewcząt

Dalsze losy bohaterskich dziewcząt opisuje w swojej książce „Obóz Koncentracyjny Stutthof”, Krzysztof Dunin – Wąsowicz: „Czterdzieści dziewcząt stało się zaraz przedmiotem zainteresowania i sympatii całego męskiego obozu. W Stutthofie, gdzie było wiele cierpienia i męczeństwa, nie widzieliśmy dotąd pierwiastków heroicznych. Te 40 dziewcząt, to był pierwszy czynnik bohaterski, który wszedł między druty i wieżyczki Stutthofu. Ponieważ większość z nich były to młode, ładne i inteligentne panny, nic więc dziwnego, że obóz męski ogarnęła fala sympatii i entuzjazmu. ...Podrzucano im przez druty papierosy, a nawet, jako dowód głębokiej czci, kwiaty kradzione z ogrodu komendantury. Oczywiście takie dowody sympatii wywołały reakcję w starym obozie żeńskim. Zwłaszcza funkcyjne kobiety, zazdrosne o sympatię męskiego obozu dla tych 40 dziewcząt, zaczęły je szykanować złośliwie, jak tylko mogły. Zamknęły je w jednej izbie i nie pozwalały wychodzić, tylko dwa razy dziennie do umywalni. Nie pozwalały na palenie papierosów ani nawet na wyglądanie oknem na ulicę obozową. Po kilku dniach blokowa Jackowska dopięła swego. Ponieważ komendant obozu wydał zarządzenie, że czterdziestka z AK pozostanie w Stutthofie, Jackowska wymogła, że zostały one, rzekomo z powodu braku miejsca w Starym Lagrze, przeniesione do Obozu Żydowskiego, w którym panowały straszne warunki higieniczne. Zabrano im mundury i przyodziano je w ohydne pasiaki, mimo że większość kobiet w Starym Lagrze chodziła w normalnych sukienkach. Zabrano im wszystkie drobiazgi i ciepłe rzeczy. W Obozie Żydowskim oddano > pod nadzór blokowej niemieckiej – prostytutki. Dziewczęta nosiły tam dla odróżnienia na prawym ramieniu opaskę z literami AK. W aktach Zostały wpisane, jako nr 101950 do 101990. Musiały spać po trzy w jednym łóżku, zmuszano je do ciężkiej, bo kilkunastogodzinnej, pracy przy obieraniu kartofli. Aufseherka codziennie rano sprawdzała, ile z AK idzie do kartofli, przy czym Aufseherki ciągle podkreślały, że nasze dziewczęta muszą odpokutować za to, że śmiały podnieść rękę na ich braci Niemców”.

Z istniejących w Muzeum Stutthof relacji Hanny Kielanowskiej „Hanki”, Marii Kowalskiej „Myszki”, Teresy Piątek „Telesfor” oraz Barbary Braun „Białej Basi” wynika, że wszystkie panie przeżyły pobyt w Stutthofie (dwie z nich zginęły później, najprawdopodobniej w czasie ewakuacji). Jeśli chodzi o samą ewakuację to nie cała czterdziestka wyruszyła na trasę Marszu Śmierci, niektóre z nich ewakuowano drogą morską, jeszcze inne pozostały w obozie do 9 Maja 1945r.


Niezłomna postawa dziewcząt z AK jest przykładem męstwa, patriotyzmu i bohaterstwa wykazywanego w niezwykle tragicznych realiach obozu koncentracyjnego. Natomiast fakt, iż zostały osadzone w obozie koncentracyjnym jest jednym z wielu dowodów na to, że Niemcy za nic mieli wszelkie składane przez siebie obietnice. Gdyby było inaczej, dziewczęta powinny trafić do obozu jeńców i być traktowane jak wzięci do niewoli żołnierze. Wynikało to z treści umowy kapitulacyjnej podpisanej przez niemieckiego generała, von dem Bacha-Zelewskiego: „...prawa jeńców wojennych przysługują też osobom nie walczącym, towarzyszącym AK w rozumieniu Art. 81 Konwencji Genewskiej o traktowaniu jeńców wojennych bez różnicy płci”. Również wysłany do obozu telegram nakazywał traktować je w charakterze jeńców. Stało się jednak inaczej.
Warto pamiętać tę historię także wtedy, gdy o kobietach mówi się: „słaba płeć”.
ws


Teresa Grymala-Piątek, jedna z czterdziestu dziewcząt z AK, nr obozowy: 101952


Telegram zapowiadający przybycie do KL Stutthof transportu 40 dziewcząt z AK.


Lista nazwisk 40 dziewcząt sporządzona w dniu ich przyjazdu do obozu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz